Reklama

Zmiana warty. Dziedzictwo i jego perspektywy na przestrzeni lat

Fragment eseju, który ukaże się jesienią nakładem Międzynarodowego Centrum Kultury.

Aktualizacja: 15.06.2018 11:17 Publikacja: 15.06.2018 10:51

John Tunbridge spotka się z polskimi czytelnikami na początku października najpierw w Krakowie, a pó

John Tunbridge spotka się z polskimi czytelnikami na początku października najpierw w Krakowie, a później w Warszawie

Foto: materiały prasowe

W rozwój pojęcia dziedzictwa w odniesieniu do społeczeństwa zaangażowany jestem już od ponad pół wieku. Z tej osobistej perspektywy chciałbym zaproponować rozróżnienie trzech stadiów kształtowania się badań nad dziedzictwem jako dyscypliny naukowej: zimnowojenną epokę odmiennych percepcji, późniejszą globalizację i unifikację perspektyw w latach 90. oraz wielorakość dziedzictwa w XXI stuleciu. Obecnie możemy zaobserwować swoistą zmianę warty: pokolenie pionierów przekazuje pałeczkę ogromnej rzeszy młodych badaczy specjalizujących się w rozmaitych dyscyplinach. To oni stoją dziś przed wyzwaniem bezpiecznego przeprowadzenia badań nad dziedzictwem pomimo nawałnic, jakie pojawią się w przyszłości.

Jak w takim razie rozpoczęło się to moje półwiecze? To ważne pytanie, ponieważ w latach 60. badania nad dziedzictwem (heritage studies) nie istniały jeszcze jako osobna dyscyplina, z kolei dyscypliny pokrewne, takie jak badania poświęcone turystyce (tourism studies), wciąż znajdowały się w powijakach. Ktokolwiek interesował się zagadnieniami związanymi z dziedzictwem, musiał zaczynać od działania w innych dziedzinach nauki i – jak wszyscy pionierzy, bez względu na dyscyplinę – najprawdopodobniej zmagał się z trudnościami, by przekonać do tego tematu innych, w tym redaktorów czasopism naukowych.

Moje pierwsze badania realizowane w Bristolu w Wielkiej Brytanii skupiały się na teorii lokalizacji przemysłu. Było to zagadnienie bardzo modne w latach 60., a badania w tym obszarze silnie odzwierciedlały ówczesny rozwój technologii komputerowej i centralną rolę Stanów Zjednoczonych w dobie „rewolucji ilościowej" opartej na metodach statystycznych. W tamtym czasie komputery potrafiły już rewelacyjnie „mielić" liczby, i choć ich pozostałe możliwości wciąż były niewielkie, świetnie się nadawały do przetwarzania danych dotyczących lokalizacji punktów działalności gospodarczej. Kiedy jednak próbowano zastosować amerykańskie metody analizy liczbowej do brytyjskiego miasta takiego jak Bristol, coś wyraźnie nie pasowało: bristolska tkanka miejska była zupełnie inaczej ukształtowana, co wynikało z historii miasta, które rozwijało się w znacznie dłuższej przestrzeni czasowej, a jego fizyczny kształt wywierał wpływ na strukturę przemysłu. W tamtej epoce młodemu naukowcowi, jakim wtedy byłem, nie było łatwo zakwestionować dominującą filozofię liczb, wraz z upływem czasu zyskałem jednak dostatecznie dużo pewności siebie, by jawnie argumentować, iż nie da się dyskutować na temat lokalizacji przemysłu bez odniesienia się do czynników jakościowych kształtujących budownictwo oraz historii jego rozwoju uformowanej jako palimpsest rozmaitych wpływów w różnych epokach.

Spostrzeżenie to – które dziś traktujemy jako coś oczywistego, choć wówczas oczywistością bynajmniej nie było – doprowadziło mnie do przekonania, że te odziedziczone schematy lokalizacji warte są konserwacji i ochrony, jaką cieszyły się już wtedy w Europie budynki o bardziej bezspornej wartości historycznej. Co więcej, niektórym z tych struktur udało się już zapewnić ochronę pomimo tendencji do rozbudowy miast w latach 60. ubiegłego wieku. Od uznania śladów historii rozwoju budowlanego za obszar kulturowego dziedzictwa była już krótka droga do ich ochrony, a w następnej kolejności – do szerszego pojęcia dziedzictwa, choć interpretacja tego terminu nie była jeszcze bynajmniej ustalona i czekało go w przyszłości wiele redefinicji (i niemało krytyki).

Dla mnie samego termin „dziedzictwo" zaistniał dopiero po przeprowadzce do Ottawy u progu lat 70. Paradoksalnie to właśnie przede wszystkim Nowy Świat promował koncept dziedzictwa w tej kluczowej dekadzie, głównie w związku z setną rocznicą kanadyjskiej państwowości przypadającej w 1967 roku. Rocznicowym obchodom towarzyszyło uświadomienie sobie – przede wszystkim przez mieszkańców stolicy – że Kanada ma swoją historię, która znalazła odzwierciedlenie w architekturze; ta zaś wymagała ochrony w związku z rozwojem rynku nieruchomości wynikającym z rosnącej koniunktury. Co znamienne, rok 2017 to dla Kanadyjczyków 150. rocznica, a świadomość w zakresie ochrony dziedzictwa jest obecnie w tym kraju tak rozwinięta, iż podnosi się kwestie konieczności ochrony struktur wzniesionych z okazji obchodów stulecia. Ich istotna rola nie budzi wątpliwości mimo stosunkowo młodego wieku – od ich konstrukcji minęło zaledwie pięćdziesiąt lat.

Reklama
Reklama

Rodzące się w Kanadzie w latach 70. podejście do kwestii dziedzictwa miało przemożny wpływ na moją świadomość w tym zakresie i przypuszczam, że wiele osób może o sobie powiedzieć to samo. Dziedzictwo, najczęściej kojarzone z konserwacją, i to głównie budynków, zyskało popularność dzięki założonej w 1973 roku Heritage Canada Foundation (obecnie National Trust for Canada). Organizacja ta szybko skupiła się na konserwacji terenów miejskich, klasyfikowanych jako element dziedzictwa.

Jako geograf wcześnie zdałem sobie sprawę, iż działalność instytucji skupiających się na ochronie określonych obszarów miejskich (wybranych spośród innych) w oparciu o zaklasyfikowanie ich jako element dziedzictwa musi mieć geograficzne implikacje dla rozwoju gospodarczego i mieszkaniowego różnych części miasta. Zjawisko to szybko stało się głównym przedmiotem moich badań, co pozwoliło mi sobie uświadomić, że moja akademicka przyszłość nieuchronnie wiąże się z tematem dziedzictwa. Ogólne zainteresowanie badaniami nad dziedzictwem rosło jednak stopniowo – pamiętam, jak mój artykuł został odrzucony przez geograficzne czasopismo naukowe jeszcze na początku lat 70., a jeden z redaktorów w najlepszej wierze argumentował, iż zagadnienie to zostało już wyczerpująco opisane przez historyków. Oczywiście wcale tak nie było – kwestii tej nie rozwiązali wówczas ani historycy, ani nikt inny. Próby wywalczenia akceptacji dla nowej dziedziny badań akademickich wymagały ogromnej determinacji – o czym z pewnością na przestrzeni dziejów przekonało się wielu uczonych usiłujących przekroczyć zastane przez siebie dyscyplinarne ramy.

XXI wiek. Sfragmentaryzowane dziedzictwo i związane z nim trudności

Nie sposób twierdzić, że XXI wiek przyniósł nagły przełom w badaniach nad dziedzictwem. Faktem jest jednak, że o ile lata 90. rozpoczęły się od fali optymizmu, o tyle rok 2001 przyniósł zgoła inne nastroje. Po wrześniowym zamachu na World Trade Center terroryzm stał się światowym problemem, wielu ludzi zaś, zwłaszcza młodych, którzy nie pamiętali poprzedniego porządku, traktowało rewolucyjne zmiany, jakie dokonały się w latach 90., jako coś oczywistego. Można zatem wysnuć wniosek, że trzecie tysiąclecie otworzyło nową erę, w której nadal żyjemy. Być może najistotniejszym argumentem na poparcie tej tezy jest wspomniana przeze mnie w tytule niniejszego tekstu „zmiana warty" – przejęcie odpowiedzialności za dalszy rozwój badań nad dziedzictwem przez młode i zróżnicowane pokolenie uczonych i praktyków.

Na początku trzeciego tysiąclecia badania nad dziedzictwem nadal intensywnie się rozwijają: mnożą się poruszane zagadnienia i problemy, a cały proces dotyczy coraz większej liczby osób, dyscyplin naukowych i aspektów życia. Znacznie wydłużyła się lista obiektów dziedzictwa UNESCO. Coraz bardziej palący stawał się problem niszczenia dziedzictwa w wyniku konfliktów zbrojnych. Jednocześnie dało się odnotować wzrost zainteresowania dziedzictwem – i jego potencjałem ekonomicznym – wśród przedstawicieli różnych dyscyplin nauki (wiele mówi tu znaczne zaangażowanie ze strony uczelni o profilu biznesowym). Wszystkie te dyscypliny i profesje zaangażowane w kwestię dziedzictwa mają odmienne, indywidualne podejścia do tematu i posługują się nieco innym słownictwem – co razem tworzy złożony i dość problematyczny krajobraz.

Mój własny punkt widzenia w opisywanym okresie był częściowo zdeterminowany przez książki, nad którymi wówczas pracowałem, stanowiące próbę podsumowania i poszerzenia wcześniejszych refleksji. Mam na myśli pozycje napisane wspólnie z Gregorym Ashworthem i Brianem Grahamem: „A geography of heritage" (2000) oraz „Pluralising pasts" (2007). Tymczasem do głosu doszli nowi liderzy w dziedzinie badań nad dziedzictwem – warto tu wspomnieć zwłaszcza Laurajane Smith, autorkę wielokrotnie cytowanej książki „The uses of heritage" (2006), która okazała się kopalnią innowacyjnych idei, takich jak koncept Usankcjonowanego Dyskursu Dziedzictwa, UDD (Authorised Heritage Discourse, AHD). Rozczarowanie młodszej generacji badaczy oficjalnym dyskursem dziedzictwa doprowadziło do powołania w 2012 roku Towarzystwa do Badań nad Krytycznym Dziedzictwem (Association of Critical Heritage Studies, ACHS), którego głównym celem jest promowanie perspektyw i głosu zmarginalizowanych grup i jednostek oraz ruchów oddolnych zamiast tradycyjnego, oficjalnego podejścia „od góry".

Ten kierunek rozwoju badań akademickich nad dziedzictwem ma jednak pewne ciemne strony. Choć samo ACHS nie odcina się od osiągnięć wcześniejszych pokoleń badaczy, najmłodsi uczeni mogą ulec złudzeniu, że „krytyczne" podejście do dziedzictwa pojawiło się dopiero po 2000 roku. A przecież już w epoce zimnej wojny debatowaliśmy nad tym, „czyje" jest dziedzictwo, po jej zakończeniu zaś podnosiliśmy kwestię kłopotliwego dziedzictwa – i to nie są jedyne „krytyczne" koncepty, jakie udało się wypracować przed końcem ubiegłego tysiąclecia.

Reklama
Reklama

Sądzę, że na koniec warto jeszcze przypomnieć głos Gregory'ego Ashwortha w sprawie obecnego „zwrotu krytycznego" (critical turn) w badaniach nad dziedzictwem. Uczony zastanawiał się niedawno, nawiązując do terminu zaproponowanego przez Davida Lowenthala, czy udało nam się zwyciężyć w krucjacie w imię dziedzictwa, czy może jednak ponieśliśmy klęskę. Ashworth dowodził, że świadomość dziedzictwa przeniknęła do niemal wszystkich dziedzin życia, jednak zjawisku temu towarzyszy mnogość niepowiązanych badań naukowych i rozdrobnienie pojęciowe. Badacze zajmujący się dziedzictwem nie posługują się ujednoliconym słownictwem i nie formułują wspólnych celów, przez co niestety zaczynają tworzyć wiele osamotnionych obozów. Powracamy w ten sposób do tendencji odśrodkowych i nieporozumień dotyczących dziedzictwa, z którymi tak kiedyś walczyliśmy. Jednocześnie uczony wyraził ubolewanie nad popełnianymi błędami i nadużyciami prywatnych przedsiębiorstw, rządów państw i UNESCO, odpowiedzialnego szczególnie za trywializację pojęcia niematerialnego światowego dziedzictwa. Jak się niebawem okazało, były to jego pożegnalne uwagi. Gregory odszedł od nas szesnaście dni później, a wraz z jego śmiercią zmiana warty w obrębie badań nad dziedzictwem została przypieczętowana.

Przyszłość: problemy, perspektywy, możliwe scenariusze

W kręgach osób zawodowo zajmujących się ochroną dziedzictwa, a także w powszechnej świadomości dziedzictwo oznacza zasoby odziedziczone z przeszłości i obejmuje przede wszystkim budynki, ale także wszelkie inne przedmioty materialne; obecnie wiele elementów związanych z określonymi stylami życia uznaje się też za dziedzictwo niematerialne. Jednak dla wielu badaczy, szczególnie tych związanych z nurtem krytycznym, dziedzictwo to znaczenia i wartości, jakie można wyciągnąć z zasobów przeszłości; a skoro znaczenia te są definiowane w sposób selektywny, i w dużej mierze indywidualny, to należy uznać, że są one płynne, niejednorodne i całkowicie niematerialne. A jeśli zgodzimy się z tą ostatnią definicją, automatycznie nasuwa się pytanie, czy zniszczenie antycznego miasta przez terrorystów jest utratą dziedzictwa czy może jednak nowo zyskanym dziedzictwem (choć niewątpliwie bolesnym)?

W miarę rozwoju badań nad dziedzictwem otwiera się przed nami interpretacyjna przepaść. Widzę tu trzy możliwe scenariusze. Pierwszy: rozmaite podmioty powiązane z dziedzictwem porozumieją się co do wspólnej jego definicji. Drugi: wszyscy zgodzimy się co do istnienia alternatywnych punktów widzenia w obrębie dyscypliny i uznamy, że są one równie uprawnione. Istnieje jednak trzecia możliwość, ta, której tak obawiał się Gregory Ashworth: badania nad dziedzictwem ulegną rozdrobnieniu, prowadząc do powstania osobnych, nieporozumiewających się ze sobą obozów.

Jeśli ten właśnie scenariusz miałby się ziścić, czy istnieje jakaś przyszłość – lub chociaż jakieś równoległe przyszłości – dla tego pola intelektualnej działalności, jakim są badania nad dziedzictwem?

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama