Przyleciała do Europy tylko na dwa występy. Zaśpiewa jeszcze w Wilnie, a także, jak powiedziała „Rz” za kulisami, zobaczy się ze swoimi synkami, bliźniakami, w Liverpoolu, gdzie przebywają z rodziną ojca, Elvisa Costello. – Są cudowni, wcale nie uciążliwi – dodała.
Królowa jazzowych piosenek, jak bywa nazywana, zaczęła koncert dokładnie tak, jak album „Live in Paris”, od powitalnego standardu „I Love Being Here With You” i kapitalnej interpretacji „Let’s Fall in Love”. Już przy tej drugiej piosence wiedziała, że może się czuć jak u siebie, z bliską sobie publicznością, która reaguje oklaskami na każdą dobrą solówkę, a wiwatuje słysząc, że artyści dają z siebie więcej niż zwykle. A że przyjechało z nią trzech znakomitych muzyków: basista John Clayton, perkusista Jeff Hamilton i gitarzysta Anthony Wilson, były również emocjonujące momenty instrumentalne. Chociażby solo na kontrabasie arco w „Come Dance With Me” nagrodzone okrzykami podziwu.
Myślę, że słuchając płyt, mało kto zwraca uwagę na solówki fortepianowe Diany Krall. Dopiero na koncercie zdajemy sobie sprawę, jak dobrą jest pianistką. Jej wzorami do naśladowania były przecież nie tylko wokalistki, ale przede wszystkim śpiewający pianiści: Fats Waller i Nat „King” Cole, któremu zadedykowała jedną z piosenek.
Wokalistka panowała nad dramaturgią koncertu, dając wytchnienie sobie i muzykom w ujmującej balladzie „Let’s Face the Music and Dance”. Zapowiadając temat „Exactly Like You”, zwierzyła się, że to jej ulubiona piosenka z dzieciństwa, bo śpiewała ją babcia.
Myślę, że Frank Sinatra mógłby jej pozazdrościć interpretacji kompozycji Cole Portera „I’ve Got You Under My Skin”. Nie grała w tym utworze na fortepianie, lecz odwróciła się do publiczności, założyła nogę na nogę i zupełnie swobodnie, jakby była w swoim salonie w Vancouver, wyjątkowo czule wyśpiewała jedno z najbardziej intymnych wyznań w historii amerykańskich musicali. Kiedy zakończyła koncert, śpiewając „I Don’t Know Enough About You”, publiczność zgotowała jej owację. Nie musieliśmy czekać długo na bis i cudowny finał wspaniałego koncertu w „‘S Wonderful” Gershwina.