[link=http://www.rp.pl/artykul/404734_Alicia_Keys_jest_jak_tornado__.html]Relacja z koncertu w Londynie[/link]
[b]Rz: Odeszła pani od tradycyjnego r&b. Nowa płyta jest minimalistyczna, sterylna. Dlaczego?[/b]
[b]Alicia Keys:[/b] Pozwoliłam sobie na eksperyment, komponowałam odważniej, śpiewałam spontanicznie. Szukałam nowych dźwięków, przesiadałam się z fortepianu do syntezatorów. Postawiłam na melodie – są potężniejsze niż dotąd. Zawsze uważałam, że w muzyce mniej znaczy lepiej. Wystarczy kilka dobrze rozmieszczonych elementów, dzięki nim śpiew może wybrzmieć, wywołać emocje. Nie lubię utworów przeciążonych dźwiękami. Muzyka powinna być jak otwarta przestrzeń.
[b]Czy nowe brzmienie jest też wynikiem pani osobistych przeżyć?[/b]
Nigdy nie byłam tak spokojna, pewna, silna. Ale też nigdy wcześniej nie spoglądałam w głąb siebie tak wnikliwie. Muzyka to rejestracja chwili, ulotnego przeżycia. Doświadczam gwałtownych emocji – wczoraj czułam się genialnie, a chwilę później – potwornie zdołowana, i mówiłam sobie: „Co z tobą, dziewczyno, weź się w garść”. Można takie doznania interpretować negatywnie, ale ja znajduję w nich inspirację. W nowej piosence śpiewam: „Gdybym mogła dotknąć nieba, zaryzykowałabym upadek, by poczuć, że latam”.