Eustachy Kossakowski - fotograf

Eustachy Kossakowski zamiast Gomułki fotografował Kantora. Od plenum KC PZPR wolał Galerię Foksal. Wybitny reporter znany głównie ze zdjęć sztuki – pisze Jacek Tomczuk

Publikacja: 04.01.2013 18:01

"Panoramiczny happening morski". Autor: Eustachy Kossakowski; ©Copyright by: Anka Ptaszkowski. Negat

"Panoramiczny happening morski". Autor: Eustachy Kossakowski; ©Copyright by: Anka Ptaszkowski. Negatywy fotografii są własnością Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Foto: Muzeum Sztuki Nowoczesnej Warszawa

Rok 1970, Paryż. On – malarz pokojowy, pracownik fizyczny na szrocie, gdzie rozbija młotem silniki samochodowe. Ona – opiekunka do dzieci. Po pracy z nudów i biedy z bagietką pod pachą włóczą się po przedmieściach, trafiają na granicę miasta. Mężczyzna wyjmuje aparat i zaczyna fotografować. Stoją u bram miasta, którego symbolem są wieża Eiffla, Luwr, katedra Notre Dame. Ale to, co widzą, jest tego przeciwieństwem. Wokół wyludnione ulice, brudne ściany, zwykłe parki, prace drogowe. Z niedowierzaniem trafiają na tabliczki z napisem „Paris".

Zobacz galerię zdjęć

- Spodobała się nam ta sytuacja. Zaczęliśmy szukać tych tabliczek, odkryliśmy, że stoją na skrzyżowaniach dróg, które prowadzą do Paryża. Przez parę miesięcy obeszliśmy miasto kilkakrotnie, by się upewnić, że Eustachy sfotografował wszystkie, udało się znaleźć 159 – wspomina Anka Ptaszkowska.

Jeszcze parę miesięcy temu byli jedną z najgorętszych par artystycznej Warszawy. Ona – krytyczka sztuki, założycielka warszawskiej Galerii Foksal. On – nadwiślański Henri Cartier-Bresson, nadworny kronikarz happeningów Kantora i spektakli Grotowskiego. Główny, obok Tadeusza Rolkego, fotoreporter magazynu „Polska", propagandowej tuby komunistycznych władz. Pismo wydawane w sześciu zachodnich językach kształtowało obraz kraju za granicą, ograniczony do samych pozytywów, choć wolny od fałszerstw. Kossakowski zamiast władzy z jej rytuałami utrwalił Polskę jako ojczyznę Tatarkiewicza i Kotarbińskiego, ocalałe fragmenty miast lat 30., ulice z plakatami Henryka Tomaszewskiego.

Po kłótni z przyjaciółmi z Galerii Foksal nie widzą już szans na działanie w Polsce, wyjeżdżają do Paryża.

– Przeżyliśmy całkowitą deklasację. A jednak bieda plus pełna anonimowość dały nam uczucie wolności, ja miałam 35 lat, Eustachy 45, rozpoczęcie życia na nowo w takim wieku było czymś bardzo pociągającym – wspomina Ptaszkowska.

Kiedy kończy im się wiza, idą do zaprzyjaźnionego krytyka sztuki, by wsparł ich prośbę o przedłużenie pobytu odpowiednim listem. Eustachy wciska do torby parę odbitek z cyklu „6 metrów przed Paryżem". Gasiot Talabot ogląda zdjęcia i jednym telefonem zapewnia wystawę w Musee des Arts Decoratifs.

Jego kariera w Paryżu miała kształt sinusoidy. Od wielkiego sukcesu po biedę i depresję. Pierwszy wielki sukces to „6 metrów...", wystawa pojechała do Bolonii, Sztokholmu, Montrealu... – Media rzuciły się na niego: wywiady, recenzje. Tyle że on nie umiał tego wykorzystywać, a dziś sukces niepielęgnowany szybko przemija – mówi Ptaszkowska. – Nigdy nie mówił o sobie: artysta. Uważał się za obserwatora, który naciska migawkę. Obce było mu robienie ze sztuki świętości. Powtarzał, że cykl „6 metrów..." mógł zrobić każdy.

Drugi strzał to był projekt „Światła Chartres" w 1990 roku. Kossakowski zafascynowany upływem czasu jeździł parę lat do katedry w Chartres i zamiast wspaniałych witraży fotografował refleksy świetlne błądzące po posadzkach, podłodze... Wspaniały album z tych zdjęć, mimo że kosztował 800 franków, co było równowartością niewielkiej miesięcznej pensji, rozszedł się błyskawicznie. I znowu recenzje, wywiady, zaproszenia, w tym do legendarnego telewizyjnego programu Bernarda Pivota. Prowadzący „Atmosphere" dopatruje się w fascynacji światłem mistycyzmu, chce zrobić z Kossakowskiego poszukującego Absolutu fotografa z Polski. Ten zaprzecza: „Po prostu co trzy tygodnie dawałem kościelnemu pięć franków, żeby mnie wpuszczał do katedry". Pivot szybko kończy program.

Na co dzień pracował w Centre Pompidou jako fotograf archiwista. Dopiero co oddany do użytku wielki gmach przytłaczał go, frustrowały obowiązki poniżej możliwości, dobijała biurokracja. – To był czas, kiedy na kierowniczych stanowiskach ulokowano żony prominentnych polityków, które nie miały pojęcia o sztuce. Śmiał się, że uciekając z Warszawy od socjalizmu, trafił w Paryżu do instytucji, która biła na głowę PRL-owskie absurdy. W rozpoznaniu lekarskim wprost napisano, że praca w Pompidou stała się przyczyną depresji, na którą się leczył – mówi Ptaszkowska. Eustachy Kazimierz hr. Korwin-Kossakowski z Kossaków h. Ślepowron pochodził z arystokratycznej rodziny, posiadającej pałace w Warszawie i wielkie majątki na Litwie. – Jeżeli czegoś nie znosił, to, jak mówił burżuazyjnej mentalności: snobizmu, kultu posiadania, wywyższania się... Zamiast tego wolał prowokację, kpinę z dobrych manier...

Jeszcze w Warszawie do jego siostry Zofii odezwała się rodzina Kossakowskich z Francji, którzy odkryli, że Józef Korwin-Kossakowski, który był generałem Napoleona I, to ich wspólny przodek. – Kiedy przyjechaliśmy do Paryża, rodzina ta nam pomogła. Zapewnili jakieś małe mieszkanie, trochę kontaktów. Kiedy było już bardzo źle, lubiliśmy sobie wyobrażać, że przychodzi list, który zmienia nasze życie. I pewnego dnia tak się stało. Był to list ambasadora Turcji we Francji. Pisał w imieniu jednego z ministrów tureckiego rządu, który twierdził, że Eustachy jest jego dalekim krewnym i zapraszał go do Stambułu. Brzmiało to wszystko jak bajka. Eustachy cieszył się jak dziecko, opowiadał o tym wszystkim, ale na list nigdy nie odpowiedział – opowiada Ptaszkowska. W 2000 roku, na rok przed śmiercią, zapytany, czy porządkuje swoje gigantyczne archiwum, które jest jednym z najcenniejszych zbiorów zdjęć w XX-wiecznej sztuce, odpowiedział: „Albo będę siedział pięć lat i je opracowywał, albo będę robił zdjęcia, aż umrę. I wolę to drugie".

Rok 1970, Paryż. On – malarz pokojowy, pracownik fizyczny na szrocie, gdzie rozbija młotem silniki samochodowe. Ona – opiekunka do dzieci. Po pracy z nudów i biedy z bagietką pod pachą włóczą się po przedmieściach, trafiają na granicę miasta. Mężczyzna wyjmuje aparat i zaczyna fotografować. Stoją u bram miasta, którego symbolem są wieża Eiffla, Luwr, katedra Notre Dame. Ale to, co widzą, jest tego przeciwieństwem. Wokół wyludnione ulice, brudne ściany, zwykłe parki, prace drogowe. Z niedowierzaniem trafiają na tabliczki z napisem „Paris".

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"