FenoMann

O pisarstwie Wojciecha Manna, czyli podróż za niejeden uśmiech

Aktualizacja: 25.01.2013 23:40 Publikacja: 19.01.2013 00:01

FenoMann

Foto: Agencja Gazeta, Maciej Zienkiewicz Mac Maciej Zienkiewicz

Artykuł pochodzi z tygodnika "Uważam Rze"

Ostatnio ukazały się wznowienia dwóch wcześniejszych książek Wojciecha Manna i jego nowa książka „Kroniki wariata z kraju i ze świata". W przedstawionym w 2011 r. przez tygodnik „Wręcz Przeciwnie" rankingu najlepiej zarabiających polskich pisarzy pan Wojciech uplasował się na piątym miejscu. Wyprzedziły go jedynie trzy kobiety: Małgorzata Kalicińska (miejsce 2.), Katarzyna Grochola (3.) i Joanna Chmielewska (4.) oraz – bezapelacyjny lider tamtego zestawienia – Wojciech Cejrowski.

Na tropie Manna

Wojciech Mann. Anglista, dziennikarz muzyczny i publicysta, od zawsze radiowiec (przede wszystkim Program III Polskiego Radia), telewizyjny prezenter (m.in. „Magazyn pana Manna", „Duże dzieci",  „Szansa na sukces"), satyryk, a ostatnimi czasy także pisarz, choć on sam skromnie stwierdza, że (uwaga! będzie rym) za pisarza się nie uważa.

Kiedy na grudniowym redakcyjnym spotkaniu pojawił się zamysł napisania o fenomenie wydawniczego sukcesu pana Wojciecha, padło na mnie, bo że i ja od 20 lat kocham tę radiową robotę, że radiowiec najlepiej zrozumie radiowca i tym podobne.

Ucieszyłem się. Ale... od razu uderzę się w piersi i wyznam, że od dawna zdecydowanie wolę słuchać (ludzi, muzyki, radia, Wojciecha Manna), niż czytać, więc z książkami napisanymi przez pana Wojciecha (dokładnie licząc z dwiema i „pół") poznaliśmy się dopiero co. To pierwsze spotkanie wcale nie okazało się łatwe. Rozbiegłem się po publicznych bibliotekach, ale na powtarzane jak man(n)tra pytanie, czy jest może któraś z książek pana Manna, niezmiennie otrzymywałem odpowiedź: „Oczywiście! Jest. W... czytaniu!". Wreszcie uśmiechnęło się do mnie szczęście i wytropiłem „Podróże małe i duże", choć wkrótce popadłem z tego powodu w głęboką depresję, bo przecież muszę ją zwrócić, a wydanie z 1995 r. uatrakcyjnione jest (tzn. było!) mnóstwem najprawdziwszych pocztówek z różnych stron świata (kto wpadł na taki pomysł?). Wcześniejszym czytelnikom zdobytego przeze mnie bibliotecznego egzemplarza niektóre z nich się spodobały, więc wyrwali je sobie, a teraz oczywiście będzie na mnie!

Kiedy odrobinę otrząsnąłem się z tej pocztówkowej traumy, tropiłem dalej. Bez skutku. Na szczęście wymyślono mikołajki i święty zachował się nad wyraz przyzwoicie, podrzucając mi o poranku pełną „trylogię". Czas już wyjaśnić niewtajemniczonym sekret tych „połówek". T R Z Y, bo dwie i „jedno" pół pana Wojciecha, oraz do kompletu ważne „drugie" pół, bo książkę „Podróże małe i duże" napisali przed nastu laty wspólnie z Krzysztofem Materną. Jej zmienione i poprawione wydanie pod nieco wydłużonym tytułem „Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy światowcami", ukazało się w roku 2011. By dopełnić CV książkowych „dzieci" pana Wojciecha dodam, że rok wcześniej ukazała się książka „Rock-Mann, czyli jak nie zostałem saksofonistą" (właśnie wznowiona, bo cały nakład zniknął), a rok później, czyli w 2012 r. – „Kroniki wariata z kraju i ze świata", których też zapewne wkrótce w księgarniach nie uświadczymy.

Pisarski fenomen

Na czym polega pisarski fenomen Wojciecha Manna? Myślę, że na fenomenie... Wojciecha Manna. I już. Lubimy go i cenimy, bo jest za co. Za dobrą (nie tylko dziennikarską) robotę, za inteligencję, ale także za niewymuszony uśmiech i niezanikające (przynajmniej dla widzów i słuchaczy) oryginalne poczucie humoru. Po prostu lubimy wszystko, czego się w tym nie zawsze strawnym świecie mediów dotknie.

Ma też pan Wojciech w sobie i tę mądrość, że pewnych rzeczy nie dotyka, bo wie (lub czuje), że... jednak „nie", więc jak dotąd ani „się", ani nas „nie sparzył". Wymienianie wszystkich miejsc czy wydarzeń, gdzie pozostawił swoje linie papilarne, graniczy z szaleństwem, dlatego – choć niewątpliwie moja wierszówka bajecznie by na tym zyskała – powstrzymam się przed tą wyliczanką, a ciekawskich (czy zapominalskich) odsyłam do jego książek. A publikacje te są takie jak ich autor: mają przyjazny format, uśmiechają się do nas już na dzień dobry, trudno się z nimi nudzić i w ciemno można polecić spotkanie z nimi znajomym. Ot , i cała tajemnica pisarskiego sukcesu pana Wojciecha.

Kiedy położyłem jego książki na moim biurku, decyzja „od której by tu" była (przynajmniej dla mnie jako od ponad 20 lat radiowca) oczywista – od „Rock-Manna...". Na okładce zachęcający uśmiech autora, a zaraz potem on sam na wielbłądzie, wyraźnie jednogarbnym. Od początku zapowiadało się więc nieźle. Krótki wstęp i... usłyszałem pierwsze dźwięki. No tak, usłyszałem, bo do takiego właśnie świata zostajemy zaproszeni i pozostajemy już w nim aż do końca. Pierwsze radio, pierwszy gramofon, pierwsza płyta. I pierwsze spotkania z radiem (oj, niedobrze, zaczynam popadać w melancholię, bo przypominają mi się  moje pierwsze spotkania z rock and rollem i radiem, a przecież nie o mnie ma być ten tekst, więc już wracam).

Lubimy go i cenimy za dobrą dziennikarską robotę, za inteligencję, za niewymuszony uśmiech i oryginalne poczucie humoru

Jak wiele pracy (co do włożonego tu serca nie mam żadnych wątpliwości) kosztowało pana Wojciecha przygotowanie tej książki? Wiele, także tej fizycznej, bo poza bogatym zbiorem fotografii (gdybym miał wybierać, to... ta ze strony 129!) musiał przekopać wiele szuflad i pawlaczy. Pełno tu pamiątek, takich jak np. legitymacja członka Klubu Popularyzacji i Badań Niezidentyfikowanych Obiektów Latających czy dyplom honorowego obywatela stanu Tennessee. Ale najciekawsze są oczywiście opowieści, które snują się i snują – jakby od niechcenia. Aż nagle okazuje się, że to już koniec, niestety. Tak, za krótka ta książka.

I to poważny zarzut, choć... jedyny (no właśnie, taki to ze mnie krytyk).

Podróżowanie po podróżach

Sięgając po „Podróże małe i duże", wiedziałem już zatem, czego się spodziewać. Dwaj panowie M. zabierają nas w podróż po podróżach. Od tych pierwszych autostopem po Weronę, RPA i Amerykę. I znów jest ciekawie, barwnie i... naprawdę. Niemałe piętno na tym dziełku odcisnął, oczywiście, Krzysztof Materna. Odcisnął w kolorze śliwkowym! Już wyjaśniam. W wydaniu „po latach" nie ma już tych nieszczęsnych pocztówek (może przegrzebię moje szuflady, wkleję tam kilka swoich i nie zauważą, że to nie te, co?), ale ostał się pomysł czcionek w trzech kolorach. Pan Krzysztof opowiada „w śliwkowym", Pan Wojciech „na czerwono", a jeśli obaj, to „na czarno". Pomysł to znakomity, bo ułatwia czytanie, a ponadto gdyby obaj panowie kiedyś przypadkiem... się pokłócili, a wydawca miałby kolejną potrzebę, to wystarczyłoby wydać osobno „w śliwkowym", osobno „w czerwonym" i po sprawie. Żartuję! W ten „rozwód" nie uwierzę.

Na deser „Kroniki wariata z kraju i ze świata". Wojciech Mann najwyraźniej nie lubi się powtarzać, tym razem więc przekazał głos bohaterom swoich licznych, autorskich satyrycznych radiowych. Spotykamy tu Żelaznego Karła Wasyla, pana Henia i magistra Czupurnego. Dane nam jest niedyskretnie zajrzeć do pamiętników doktora Wyciora i państwa Koźlików, a swe serce otwiera przed nami i szczerze (acz zawsze intymnie) doradza odpowiadający na listy (jego adresu e-mailowego jak dotąd nie znalazłem, ale nadal szukam) Gandalf (troszkę odmieniony, o czym na wszelki wypadek informuję wielbicieli twórczości Tolkiena). Na czasy kryzysu szczególnie polecam czytelnikom jedną z zamieszczonych w książce gier dla najmłodszych „Zgadnij, a wygrasz", gwarantującą regularny dochód i to bez konieczności płacenia od niego podatku.

Strach go budzić

Miałem nadzieję, że uda się nam spotkać z panem Wojciechem i porozmawiać, ale uświadomiłem sobie, że pan Wojciech zapewne odsypia jeszcze poprzedni pracowity stary rok i strach byłoby go budzić. Skąd wiem, że odsypia? Nie wiem, domyślam się, ale nie bezpodstawnie! Zdradził to (ładniej będzie powiedzieć, że ujawnił) Krzysztof Materna: „Wojciech Mann kocha sen i sen kocha Wojciecha Manna. Do tego stopnia, że przez większość życia się nie rozstają".

A skąd strach? Ano stąd, że (tu szczere wyrazy wdzięczności dla pana Krzysztofa za ostrzeżenie w porę) podobno „wkraczać między tę parę trzeba z dużą dozą taktu i ogromną przebiegłością. Trzeba mieć wiedzę, gdy on akurat śpi, co było, zanim zasnął. Do budzenia trzeba się przygotować. Inżynier Tolak został kopnięty, bo był nieprzygotowany". Tak, od dawna posiadam numer domowego telefonu pana Wojciecha, ale... gdzieżbym śmiał, więc wywiad ten, wybaczcie (Benda, ty tchórzu!), może kiedyś.

Artykuł pochodzi z tygodnika "Uważam Rze"

Ostatnio ukazały się wznowienia dwóch wcześniejszych książek Wojciecha Manna i jego nowa książka „Kroniki wariata z kraju i ze świata". W przedstawionym w 2011 r. przez tygodnik „Wręcz Przeciwnie" rankingu najlepiej zarabiających polskich pisarzy pan Wojciech uplasował się na piątym miejscu. Wyprzedziły go jedynie trzy kobiety: Małgorzata Kalicińska (miejsce 2.), Katarzyna Grochola (3.) i Joanna Chmielewska (4.) oraz – bezapelacyjny lider tamtego zestawienia – Wojciech Cejrowski.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"