Właśnie ukazał się jego kompakt „Consolers of the Lonely” nagrany z The Raconteurs.
Jack White to obecnie jedna z najciekawszych postaci na rockowej i niezależnej scenie. Nasz rodak, wnuk polskich emigrantów o nazwisku Bandyk.
Kiedy wystąpił po raz pierwszy w Gdyni w 2005 r., wszystko na scenie było biało-czerwone: wzmacniacze, gitary, perkusja, dywan, a nawet paprocie. Na zeszłorocznej płycie „Icky Thumb” wydanej przez macierzystą formację White Stripes zamieścił zdjęcie warszawskiej kolumny Zygmunta podpisane cytatem z Jana Pawła II: „Pamiętajcie o tym, że jesteście Polakami i że w waszych sercach gra muzyka”.
W sercu White’a nie tylko gra, ale buzuje, wręcz eksploduje. Trudno byłoby dziś wskazać innego instrumentalistę młodego pokolenia interpretującego rocka w równie emocjonalny sposób. Nic dziwnego, że do udziału w koncercie „Shine A Light” zaprosili go The Rolling Stones, a ostatnio wypatrzył go sam Bob Dylan i poprosił, by wystąpił na jego nowej płycie z piosenkami Hanka Williamsa. Podobieństw między White’em i Dylanem jest wiele.
Młody gitarzysta jest zakochany w bluesie, ale równie chętnie gra folk i nie stroni od dźwięków country. Uwielbia biblijne cytaty i alegorie. Podobnie jak Dylan ukrywa swoje życie prywatne przed mediami, co m.in. zaowocowało plotkami, że jest mężem swojej siostry Meg. Uwielbia też, jak amerykański bard, stroje w stylu western i maskarady. Każda sesja do płyty to intrygująca inscenizacja. Występował już w kostiumie meksykańskiego el mariachi. Okładka najnowszej płyty przypomina plastyczną szaradę, a jej ukryte znaczenia są szeroko komentowane przez fanów i recenzentów.