Sprawdzona na świecie formuła zdała egzamin i w Krakowie. Podobne festiwale odbywają się w aglomeracjach na całym świecie. Londyn ma swój Wireless – czterodniowy maraton muzyczny w Hyde Parku. Co roku w Mediolanie włoskie i zagraniczne zespoły grają na głównym placu miasta – Piazza Duomo, przed nieustająco rekonstruowaną katedrą. Na trwający tydzień budapeszteński Sziget Festiwal na Wyspie Świętej Małgorzaty co roku ściągają tłumy z całego świata. To imprezy, które na świecie słono kosztują, ale i tak są skazane na finansowy sukces. W porównaniu z cenami na Zachodzie krakowski festiwal – wzbogacony wizualizacjami Florii Sigismondi i Marii Mochnacz, wyświetlanymi na elewacjach starych kamienic i chodnikach – z pewnością nie miał wyśrubowanych cen. Jeden dzień kosztował jedyne 80 zł. To zaledwie połowa tego, co zwykle trzeba zapłacić za granicą.
Jeszcze nie wiadomo, ile zarobił na festiwalu organizator – warszawska fundacja Screen Music – ale z pewnością najwięcej zyskało miasto, w którym ma się wrażenie, że jest tu już więcej cudzoziemców niż krakowian. Ci – zgodnie z przyklejonym do nich stereotypem oszczędnego centusia – średnio dopisali.
Tylko na Underworld było w miarę tłoczno. W Polsce znajomość muzyki innej niż tandetny pop jest słaba. Na piątkowym koncercie Juliette and The Licks – zespołu aktorki Juliette Lewis, znanej z filmów Olivera Stone’a, Martina Scorsese i Woody’ego Allena – publiczności było mało. A szkoda, bo kobieta tak charyzmatyczna na ekranie okazała się wulkanem energii na scenie ustawionej na placu Szczepańskim między Starym Teatrem a Pałacem Sztuki. Juliette grająca rocka i punk rocka od pięciu lat wystąpiła w Krakowie z towarzyszeniem czterech muzyków.
Wśród piosenek z pierwszego i drugiego albumu znalazło się miejsce dla coveru AC/DC “Dirty Deeds Done Dirt Cheap”. Założenie przez Juliette indiańskiego pióropusza zapowiedziało koniec dynamicznego występu.
CirKus z bezpretensjonalną Neneh Cherry, Dub Pistols z fenomenalnym głosowo Rodneyem P, a przede wszystkim ci, którzy nigdy nie zawodzą – Underworld – ustawili wysoko poprzeczkę w sobotni wieczór, po występach artystów grających po południu, m.in. Much i Smolika. Siąpiący deszcz nie przeszkodził w odbiorze muzyki na innej festiwalowej scenie ustawionej przy Dworcu Głównym. Panowie z Underworld tworzący elektrobitowy duet pokazali klasę. Tak samo Dub Pistols, które w ostatniej chwili zastąpiło The Raveonettes. I dobrze się stało, bo grają hip-hop, breakbeat i ska z zacięciem nie gorszym od Beastie Boys.