Po tragicznej śmierci pianisty i lidera tria Esbjörna Svenssona, który zginął 14 czerwca 2008 roku podczas nurkowania u wybrzeży Sztokholmu, muzyczny świat zadał sobie pytanie, co dalej. I nie chodziło tylko o nagrania grupy, lecz o przyszłość jazzu. Szwedzi byli postrzegani jako forpoczta zmian w muzyce improwizowanej. Czasem nawet unikano słowa jazz, bo ich działalność nie mieściła się w tradycyjnym jego pojmowaniu. Eksperymentowali z brzmieniem instrumentów, stosując efekty znane z rocka: przesterowania, pętle, pogłosy. Grali przy tym muzykę niezwykle melodyjną i ekspresyjną, zyskali popularność zarezerwowaną wcześniej dla gwiazd popu.

O ich eksperymentach z uznaniem wyrażali się amerykańscy muzycy. Kiedy zapytałem Pata Metheny’ego, kogo z Europejczyków ceni najbardziej, bez zastanowienia wymienił pianistę Esbjörna Svenssona i jego trio. – Ta grupa stała się genialnym tworem o sześciu rękach, trzech umysłach i jednej muzycznej wrażliwości – powiedział z kolei wokalista Jamie Cullum, fan muzyki e.s.t. Dowodem uznania krytyków była nagroda Europejskiego Muzyka Roku dla Svenssona, a kiedy odmówił przyjęcia jej samodzielnie, uhonorowano cały zespół.

Wydanie albumu „Leucocyte” planowano od dawna. Na wiosnę 2008 roku grupa wysłała do niezależnej wytwórni ACT Music w Monachium materiał nagrany w studiu w Sydney. To była częsta praktyka zespołu. Na takie sesje nie przygotowywali nawet zarysów kompozycji. Muzyka, która znalazła się na płycie, jest efektem spontanicznej improwizacji. Tytuł albumu nawiązuje do nazwy komórek układu odpornościowego człowieka, które walczą z bakteriami i wirusami, potrafią się też odradzać. Myślę, że pasuje to do muzyki zespołu. Po wydaniu znakomitego koncertowego albumu „Live in Hamburg” przyszła pora na zmiany. Muzycy nie wrócili jednak do jazzowych źródeł, poszli w eksperymentach dalej. Album rozpoczynają nastrojowe akordy fortepianu Esbjörna Svenssona. Trwający 77 sekund utwór „Decade” przygotowuje do muzycznej uczty. Dwuczęściowa improwizacja „Preminition – Earth” i „Preminition – Contored” rozwija się bardzo powoli. Czas się nie liczy, ważny jest nastrój tajemnicy. Nostalgiczna melodia przechodzi w finale w grupową ekstazę. Drugi temat wycisza emocje. Ciekawostką jest utwór „Jazz”, najbliższy głównego nurtu tego stylu. Svensson gra tu w stylu Keitha Jarretta, popisuje się techniką.

Cztery części tytułowej suity „Leucocyte” mają znaczące tytuły: „Ab Initio”, „Ad Interim”, „Ad Mortem” i „Ad Infinitum”. Wcześniej żadne fortepianowe trio jazzowe nie poszło dalej i śmielej w dźwiękowych eksperymentach. Niesamowite wrażenie robi otwarcie w stylu industrialnego rocka. Pozostanie tajemnicą, jak kontrabasista Dan Berglund uzyskał efekt jazgoczącej gitary elektrycznej. Zniekształcone elektronicznie dźwięki „Ad Mortem” sprawiają wrażenie, jakby dobiegały zza światów. Niezwykle smutny finał albumu zmusza do zastanowienia się, czy Svensson nie przeczuwał tragedii.

Słuchając albumu, lepiej rozumiemy, jak wielką stratę poniósł jazz. Pytanie, czy ktoś podąży śladem e.s.t., pozostaje bez odpowiedzi.