Wydawca uznał, iż tom „Perfekcyjna pani domu” najtrafniej zrecenzuje mężczyzna. Jasna sprawa – któż inny lepiej oceni, czy pani jego domu to bogini domowego ogniska i królowa czystości, jak ujmuje kwestię podtytuł. Wiadomo przecież od dawna, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety – z Wenus.
A ten podręcznik jest w sam raz dla przybysza z kosmosu, który chce założyć dom! Dowie się z niego, jak sprzątać (musi czytać wspak, by się dowiedzieć, jak bałaganić i brudzić), jak robić zakupy, przechowywać dokumenty, wyprowadzać psa, odetkać zlew, udzielać pomocy („człowieka, na którym płonie odzież, ułóż na podłodze twarzą do dołu i nakryj grubą tkaniną”). Normalny Ziemianin wszystko to wie – no, może poza układaniem płonącego twarzą do dołu.
Trudno mi sobie wyobrazić kogoś, kto naprawdę nie miałby pojęcia o prowadzeniu domu i musiałby sięgać do rad Anthei Turner. Zapewne tacy ludzie są, o czym świadczy popularność książki i telewizyjnej serii, która była jej podstawą. Ich przedział wiekowy oceniam na 12 – 16 lat, bo wtedy zaczynamy się uczyć samodzielności. Tu zaś autorka robi z czytelnika kreaturę bezmyślną, której trzeba wszystko wyłożyć jak chłop krowie na rowie: składaj komplety bielizny pościelowej razem, dwa razy w tygodniu zamieć podłogę, zawsze używaj innych ściereczek do czyszczenia toalety i wanny…
Żeby jednak nie wyjść na malkontenta i niewdzięcznika w jednym zgodzę się z autorką: ma absolutną rację, nawołując do organizacji otoczenia i wykorzystania posiadanych zasobów, dyscyplina rzeczywiście daje wolność. Inne dobre rady Anthei można pominąć, zwłaszcza gdy brzmią jak ta: „Poszukaj informacji o sposobie serwowania wina na etykiecie lub zapytaj sprzedawcę”. Nawet Marsjanin wpadłby na to sam.