Staropolski obraz z Moniuszkowskiej opery Laco Adamik przeniósł w lata 20. ubiegłego stulecia. W zaprojektowanej przez Barbarę Kędzierską efektownej café Verbum Nobile bawi się śmietanka towarzyska. Jest wytwornie, jak lubią widzowie tradycyjnych spektakli operowych, a jednocześnie w miarę współcześnie, co może zadowolić zwolenników nowoczesnych inscenizacji.
Widok szlacheckiego kontusza nie wywołuje dziś żywszego bicia serca, jak w czasach Moniuszki. To tylko kostium teatralny, doskonale prezentujący się w widowisku marionetek, dodanym przez reżysera do uwertury, wyjaśniającym przebieg zdarzeń, które nastąpią.
Laco Adamik nie udowodnił, że "Verbum nobile" to beztroska komedia. Za mało tu zabawnych sytuacji, wdzięku i lekkości. Tłum kelnerów i gości snuje się niewykorzystany po scenie, a widz czeka, by reżyser zaskoczył go wreszcie jakimś gagiem.
Nie wspierają go też wykonawcy. Dyrygent Michał Dworzyński zrobił co prawda wiele, by "Verbum nobile" wysubtelnić. Orkiestra brzmi ładnie, ale soliści na to nie zważają, śpiewają nierówno (Dariusz Machej i Mariusz Godlewski) lub nieładnie (Iwona Sobotka). Dopiero gdy pojawia się Adam Kruszewski, następuje cudowna odmiana. Jak dobrze, że nie wyginęli całkowicie śpiewacy, którzy wierzą, iż muzyka Moniuszki ma blask i sceniczny nerw. Ten sam pomysł scenograficzny wykorzystał Laco Adamik w drugiej części wieczoru "Dwa słowa", inscenizując "Przysięgę" Aleksandra Tansmana. Kawiarnia stała się salą zamku, w którym ożywają wydarzenia sprzed 200 lat. W nich także ważną rolę odgrywa słowo – dane mężowi przez żonę – ale nie będzie szczęśliwego finału.
Odkrycie dzieła, skomponowanego w 1953 r., a nigdy w Polsce niewystawianego, to niewątpliwie zasługa dyrekcji Opery Narodowej. Urodzony w Łodzi, a posiadający obywatelstwo francuskie Tansman rzadko pisywał dla teatru, ale udowodnił, że świetnie czuł jego reguły.