Reklama

Kosmiczna orkiestra

Nowy album Beiruta. Amerykański muzyk podróżuje z bałkańską kapelą do Meksyku, a w sypialni nagrywa subtelną elektronikę

Publikacja: 10.03.2009 00:08

Beirut, March of the Zapotec, Sonic Records 2009

Beirut, March of the Zapotec, Sonic Records 2009

Foto: Rzeczpospolita

Beirut debiutował jako cudowne dziecko – nastolatek multiinstrumentalista, który majstrował nocami w swym pokoju w Nowym Meksyku, nagrywając różności: od rhythm and bluesa lat 50. przez elektro-pop po etniczne utwory zdradzające sentyment do cygańskich kapel.

Pokochał je, gdy porzucił szkołę i samotnie przemierzał Europę. Najnowszy album „March of the Zapotec” pokazuje, że Zach Condon (tak nazywa się naprawdę) pozostał zapaleńcem obojętnym na modne tendencje i oczekiwania publiczności. Wciąż wędruje po najodleglejszych zakątkach muzyki.

Bardziej niż kompozytorskie wyzwania interesuje go budowanie nastroju. Podzielił album na dwie osobne płyty – pierwsza została zarejestrowana w Meksyku, ale brzmi jak popis bałkańskiej orkiestry, częściej występującej na pogrzebach niż radosnych imprezach.

Utwory nie są oryginalne, jednak dzięki nostalgicznym tonom urokliwie. Działają na wyobraźnię, pozwalają przywołać pejzaże południowej Europy – teleportować się do słonecznej Dalmacji. Pobyt będzie jednak krótki, już po pięciu utworach trzeba zmienić płytę. Ta druga została zarejestrowana domowym sposobem, w mieszkaniu na Brooklynie. Łagodna elektroniczna mgła, ledwie zarysowane struktury piosenek i znów: atmosfera ponad wszystko.

Beirut ogranicza środki muzyczne do minimum, niezmiennie ciągnie go jednak do wielowarstwowych wokali – układa swój głos w zmiksowane chórki. Śpiewem stara się oddać trudny do uchwycenia stan emocjonalny, a nie konkretne treści.

Reklama
Reklama

Z tytułów i pojedynczych słów można wywnioskować, że chodzi – jakżeby inaczej – o kobiety, w następującej kolejności: żonę, prostytutkę, żonę utraconą oraz konkubinę. Muzycznie rzecz biorąc, żona utracona „My Wife, Lost in the Wild” jest najatrakcyjniejsza.

O ile pierwszy krążek sprzyja spacerom w marszowym tempie, o tyle drugi przypomina powolne dryfowanie bez grawitacji – uczucie znane chyba wyłącznie kosmonautom i Beirutowi.

[i]Beirut, March of the Zapotec, Sonic Records 2009[/i]

Kultura
Po publikacji „Rzeczpospolitej” znalazły się pieniądze na wydanie listów Chopina
Kultura
Artyści w misji kosmicznej śladem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego
Kultura
Jan Ołdakowski: Polacy byli w powstaniu razem
Kultura
Jesienne Targi Książki w Warszawie odwołane. Organizator podał powód
Kultura
Bill Viola w Toruniu: wystawa, która porusza duszę
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama