Komputery nie zmienią miłości

Sidney Polak, perkusista T. Love, nagrał nową solową płytę „Cyfrowy styl życia”. „Rz” opowiada o uczuciach w Internecie, technologicznym przyspieszeniu i uzależnieniu od wirtualnego świata

Aktualizacja: 27.03.2009 11:13 Publikacja: 25.03.2009 17:09

Sidney Polak

Sidney Polak

Foto: Materiały Promocyjne

[b]Jak dalece „Cyfrowy styl życia” i komputery zmieniły muzyków? [/b]

[b]Sidney Polak:[/b] Myślę, że zrobiły to w niewielkim, powierzchownym wymiarze. Coraz mniej jest znakomitych instrumentalistów, bo już nie trzeba wszystkiego zagrać samemu, komputery nas wyręczają, wyrównują niedoskonałości. Ale istota muzyki nie zmienia się, człowiek także. To, że dziś można w dżungli włączyć laptopa i zlicytować coś na Allegro, nie zmienia faktu, że ludzie są nadal samotni albo szczęśliwi, weseli albo pijani, dobrzy i źli. Czuję, że świat przyspiesza, technika nas wyprzedza. Robert Brylewski słusznie mówił, że człowiek ugina się pod ciężarem wiedzy.

Za wcześnie jednak, by mówić o transformacji ludzkiej natury. Przecież ktoś, kto spędza 14 godzin przed komputerem, niekoniecznie jest samotny. Piosenka „Miłość w formacje JPG” opowiada o tym, że dzięki Internetowi i przesyłaniu zdjęć wytwarza się nowy rodzaj interakcji. Nie mówię o zwykłym podrywie, a o relacji z kimś wirtualnym. Znamy tylko jego zdjęcie i nie mamy pewności, że jest prawdziwe. Pewnie wielcy humaniści powiedzieliby: trzymajmy się za ręce, patrzmy sobie w oczy, bo to jest prawdziwa miłość. Ale rzeczywistość się zmieniła i wielu ludzi kocha w Internecie, takie są fakty. Nie oceniam ich, tylko opisuję.

[b]W tym samym utworze jest wers: „Realny świat to wielki spam”. To chyba niebezpiecznie - nie odróżniać życia wirtualnego od rzeczywistego. [/b]

Złe książki też mogą być groźne. A ja wierzę w człowieka i w to, że podejmujemy trafne decyzje. Nawet jeśli technologia i cyfrowe zabawki są zagrożeniem, to nie nowym, a jego nową formą. Ci, którzy w XIX wieku byli morfinistami, teraz zatracają się w sieci. Tyle że to nie komputer jest przyczyną ich nieszczęścia. Potrzebujemy nowych terminów dla tych okoliczności. Wszystkie uczucia zostały już opisane - w muzyce i poezji. Teraz można tylko o nich mówić aktualnym, nowoczesnym językiem.

[b]Czy po 20 latach grania wie pan, dlaczego został muzykiem? Chodziło o coś więcej niż rockowe życie i fanki pod sceną? [/b]

Jako nastolatek miałem plakat zespołu Metallica z koncertu na wielkim stadionie. Zdjęcie zrobiono od strony siedzącego za perkusją Larsa Urlicha, widać było tłum ludzi. Ten kadr wywarł na mnie duże wrażenie, ale nie chodziło o dziewczyny, tylko o wolność i szansę, by jako artysta zostawić coś po sobie. Był oczywiście i etos rockandrollowca, ale nie tego pijącego do nieprzytomności, tylko muzyka z wizją, planami. Dlatego naciskałem na mamę, żeby kupiła mi perkusję albo gitarę. Dostałem i jedno, i drugie. Po dwóch latach intensywnego osiedlowego muzykowania, trafiłem do T. Love.

[b]Kiedy zorientował się pan, że obrazek z plakatu się ziścił? Siedzi pan jak Urlich za perkusją.[/b]

To było na pierwszym wielkim koncercie, na Stadion X-lecia przyszedł trylion tysięcy osób. Kiedy uderzyłem stopą w bęben, pomyślałem: niesamowite, oni wszyscy to słyszą. Ale ponieważ wcześnie poznałem artystów z dorobkiem - Muńka, Kazika, szybko dotarło do mnie, że naśladowanie innych prowadzi donikąd i muszę dążyć do oryginalności.

[b]A więc znajomość z doświadczonymi muzykami uratowała pana przed rockowym szaleństwem? [/b]

Przeciwnie, odpaliło mi z podwójną mocą. Jako 19-latek miałem spore apanaże, ale byłem gówniarzem i nic nie rozumiałem. Doświadczyłem wszystkich negatywnych stron rock'n'rolla - były używki, stracony czas, znajomości, których nie powinienem zawierać. Balanga ma urok i smak, który lubię czasem przywołać. Jeśli chcę pić czy oglądać 15 filmów dvd pod rząd, robię to. I wtedy żadnych telefonów nie odbieram. Ale to trwa najwyżej dzień lub dwa, nie gubię sensu.

[b]Pięć lat temu pańska pierwsza solowa płyta była wydarzeniem. Nie spieszył się pan z wydaniem kolejnej. A teraz w show-biznesie spieszą się wszyscy.[/b]

Otwieram usta, kiedy mam coś do powiedzenia. Gdybym czuł, że album jest gotowy, wydałbym go wcześniej. Pewnie mógłbym też mniej czasu poświęcać pracy w T. Love, ale koledzy z zespołu są inspirujący, stanowimy bardzo witalne środowisko, zależy mi na tym. Zestarzeliśmy się trochę, ale w naszym pociągu wciąż lokomotywą jest Muniek - jego poezja, widzenia świata, instynkt. Zespół złapał teraz trzeci oddech, na koncertach jest pełno. To zasługa Muńka. On ma odwagę radzić, jak żyć. Ja nie czuję się na siłach. W porównaniu z nim jestem tylko reporterem: opisuję własne życie.

[b]Na płycie jest jeden utwór, w którym rysuje pan pejzaż współczesnej Polski. Śpiewa w nim pan: „Deszcz gubi ten kraj”. Co to znaczy?[/b]

Zawsze, kiedy wracam z zagranicznej podróży, czuję, że coś tu wisi w powietrzu, coś jest nie tak. Oczywiście nie chodzi o uciążliwą pogodę - to tylko hasło. Ale jest też połamany chodnik, brzydota, nieuprzejmi i chamscy ludzie. Faceci noszą obleśne wąsy, logo McDonalds'a rywalizuje z krzyżem. Ciąży nam historia i martyrologia. Może powinniśmy się zresetować, pomyśleć o tym, co będzie, działać pragmatycznie. Tymczasem Polacy są zawistni, nie potrafią pracować wspólnie, zawsze się kłócą... Ale „Deszcz” to piosenka o dysonansie, bo przecież kocham to miejsce, wiele rzeczy mi pasuje, prowadzę życie o jakim marzyłem. Tylko tego mentalnego deszczu mamy tu na tony.

[i]rozmawiała Paulina Wilk[/i]

[b]Jak dalece „Cyfrowy styl życia” i komputery zmieniły muzyków? [/b]

[b]Sidney Polak:[/b] Myślę, że zrobiły to w niewielkim, powierzchownym wymiarze. Coraz mniej jest znakomitych instrumentalistów, bo już nie trzeba wszystkiego zagrać samemu, komputery nas wyręczają, wyrównują niedoskonałości. Ale istota muzyki nie zmienia się, człowiek także. To, że dziś można w dżungli włączyć laptopa i zlicytować coś na Allegro, nie zmienia faktu, że ludzie są nadal samotni albo szczęśliwi, weseli albo pijani, dobrzy i źli. Czuję, że świat przyspiesza, technika nas wyprzedza. Robert Brylewski słusznie mówił, że człowiek ugina się pod ciężarem wiedzy.

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"