Na pierwszej solowej płycie perkusista T. Love opowiadał historie o dorastaniu na Chomiczówce, butelce wina otwieranej ze swoją dziewczyną i o dziewczynach wirtualnych, podrywanych w Internecie. Minęło pięć lat i – wnioskując z nowej płyty "Cyfrowy styl życia" – Sidney Polak imprezuje mniej, nie lubi się spieszyć, a największą przyjemność sprawia mu jazda na skuterze.
Najatrakcyjniejsze w jego piosenkach są bezpretensjonalność i brak zadęcia. Polak zna swoje możliwości – dobrze wychodzi mu opowiadanie o sobie i snucie codziennych, niekoniecznie górnolotnych refleksji. Niewielu polskich artystów potrafi znaleźć podobną równowagę między lekkim tonem a sensowną treścią. "Cyfrowy styl życia" to znakomity album popowy, a jednocześnie niekomercyjny: stworzony metodą chałupniczą, bez wielkich nakładów i rynkowych kalkulacji, jest rozrywką na wysokim poziomie. Będzie dobrym towarzyszem domowych prywatek, samochodowych przejażdżek i długich ciepłych wieczorów. Mamy już hit nad-chodzącej wiosny.
Zaczyna się błyskawicznym "Szach-matem" opartym na ciężkich bluesowych gitarach, kontrastujących z lekkim, melodyjnym refrenem. Sidney na powitanie wyznaje, że chce nas swoimi piosenkami zaszachować, czyli przekonać i zdobyć, a nie – kupić. Elementy country są przedsmakiem ukrytego w drugiej części płyty humorystycznego duetu z Katarzyną Nosowską. "Mary & Jerry" to piosenka życiowa – nieśmiertelna historia o dziewczynie czekającej na chłopaka, który poszedł w tan z kolegami.
"Dosyć już, niełatwo z tobą żyć. Mówiła mama: dobry chłop powinien w domu pić" – żali się Mary, a Jerry jakoś łagodzi jej złość. Zostają razem, bo się kochają. W tle słychać dziewczęce chórki, nagrane na wzór afrykańskich melodii ludowych. Oryginalny, dowcipny utwór powstał z zachwytu nad wokalnymi dialogami Johnny'ego Casha i jego żony June Carter.
Polak wraca do brzmień reggae – zarażający optymizmem "Blask", nagrany z EastWest Rockers, trzeba polubić z miejsca. Podobnie jak pulsującą jamajskim rytmem "Zwolnij" – to przekonująca porada dla wszystkich zaganianych mieszczuchów. Rockandrollowa, ale wzmocniona elektronicznym podkładem "Miłość w formacie JPG" dobrze oddaje atmosferę naszych czasów, gdy łatwiej miłość zapisać w pliku, niż o niej mówić. "Wyspa Man" i "Sztorm" spodobają się facetom, bo to o ich balangach i ucieczkach w samotność. Relaksujący "Skuter", żartobliwie stylizowany na komercyjny hip-hop, ukazuje Sidneya jako komiksowego superbohatera, który mknie przez miasto, wzbudzając powszechny zachwyt. Polak nie kopiuje, za to zaskakuje – "To był dzień w Warszawie" zaczyna się jak powtórka z Manu Chao, ale to raczej hołd. Nagle tempo się zmienia, w tle słychać amerykańską harmonijkę, a refren jest popisem Sidneya tekściarza.