Klasyka chętnie słuchana

Festiwal Beethovenowski. Na występ Anne-Sophie Mutter czy operowych gwiazd w „Manon Lescaut" zabrakło biletów. Ale tłoczno było też na wszystkich innych koncertach

Publikacja: 10.04.2009 20:21

Inessa Galante i Fabio Armiliato w „Manon Lescaut”

Inessa Galante i Fabio Armiliato w „Manon Lescaut”

Foto: Fotorzepa, Juliusz Multarzyński JM Juliusz Multarzyński

Ta impreza zdobyła, a nawet więcej – wychowała sobie publiczność. Nie ma już przypadkowych słuchaczy, których kuszono bezpłatnymi zaproszeniami, gdy sześć lat temu Wielkanocny Festiwal Beethovenowski przeprowadził się z Krakowa do Warszawy. Nauczyli się słuchać muzyki biznesmeni, przedstawiciele sponsorów festiwalu. A obok nich zobaczyć można było co wieczór stałą grupę stołecznych melomanów, ale także wielu młodych ludzi. Prawie 3 tysiące osób przyjechało z zagranicy.

Przez prawie dwa tygodnie wszystkie koncerty miały bardzo dobrą frekwencję. Festiwal jest zatem potrzebny. Aby sprzedać jednak 30 tysięcy biletów, musi dawać przystępną ofertę. Jeśli ktoś oczekuje wysmakowanej specjalizacji programowej, niech wybierze odbywające się w tym samym czasie "Misteria Paschalia" w Krakowie. Kto woli poznawać nowości, powinien pojechać na trwający niemal równolegle Festiwal Polskich Prawykonań w Katowicach.

Beethovenowska impreza pozostaje w świecie popularnej klasyki – od końca XVIII stulecia po początek XX wieku. To okres najlepiej znany słuchaczom całego świata. Czy zatem wśród ciągle grywanych oraz wydawanych na płytach symfoniach i koncertach Beethovena, Haydna, Schuberta, Mendelssohna da się znaleźć dzieło niewyeksploatowane? W tym roku organizatorzy postanowili udowodnić, że to możliwe, choć nie zawsze efekt starań wart był zachodu.

Mało znane oratorium "Il ritorno di Tobia" Haydna nie wniosło nic nowego do wizerunku kompozytora. Pozostaje on klasykiem, którego należy cenić, choć niekoniecznie darzyć szczególnym uczuciem. To samo można powiedzieć o Mendelssohnie po wysłuchaniu jego nigdy nieprezentowanej w Polsce "Humboldt-Kantate".

O niespodzianki łatwiej, gdy zapuścimy się w bardziej odległą przeszłość, co udowodnił brytyjski dyrygent Marcus Creed oraz berlińska Akademie für Alte Musik i flamandzki Collegium Vocale Gent. W "Brockes Passion" ci artyści ukazali inne oblicze mistrza Händla. Ale prawdziwym odkryciem okazał się Niemiec Louis Spohr.

Jego twórczość przyćmiły dokonania Beethovena i Webera. Tymczasem opera Spohra z 1825 r. "Duch gór", oparta na legendzie o władcy Karkonoszy Liczyrzepie, zadziwia różnorodnością. Tradycje niemieckie łączą się z włoską melodyjnością, a takiego bogactwa barw orkiestry i różnorodności tematów nie potrafili osiągnąć sławniejsi od niego twórcy epoki.

Sukces koncertowego wykonania "Ducha gór" to zasługa dyrygenta Łukasza Borowicza, który potrafił ukazać urodę tej muzyki. Gdyby poza Wojciechem Gierlachem i Eduardem Tsangą reszta śpiewaków prezentowała wyższy poziom, efekt byłby jeszcze wspanialszy.

Daniem głównym były jednak i zapewne pozostaną dzieła znane. Są serwowane w możliwie najlepszym wykonaniu, co nie oznacza, że obcujemy wyłącznie z klasyką w tradycyjnym ujęciu. Tak co prawda potraktowała koncert skrzypcowy Beethovena wielka Anne-Sophie Mutter. Grała perfekcyjnie, ale nie odeszła choćby na moment od sprawdzonego kanonu. Ale już Lars Vogt potraktował koncert fortepianowy Mendelssohna z iście współczesnym temperamentem, a Xavier de Maistre bawił siebie oraz słuchaczy wirtuozowskimi popisami w koncercie harfowym Haydna.

Do sprawdzonych wzorów interpretacyjnych nawiązali też bohaterowie koncertowego wykonania opery "Manon Lescaut" Pucciniego, zwłaszcza pełna subtelności Inessa Galante oraz świetny dyrygent Miguel Gomez-Martinez.

Kolejny bohater wieczoru, tenor Fabio Armiliato, dał przykład solidnego śpiewania, eksponującego jednak głównie wokalną technikę. A przecież może ono sprawiać radość, także samemu wykonawcy. Wystarczyło posłuchać, jak śpiewa Mariusz Kwiecień. Bez jego recitalu oraz koncertu przygotowanego przez Łukasza Borowicza festiwal byłby znacznie uboższy.

[ramka][b]Elżbieta Penderecka, dyrektor Festiwalu Beethovenowskiego[/b]

Po ostatnim koncercie pozostaje oczywiście satysfakcja, że udało się zrealizować wszystkie zamierzenia, mimo że festiwal odczuwa skutki ogólnego kryzysu ekonomicznego. Chciałabym podziękować artystom, że zgodzili się wystąpić za honoraria mniejsze, niż początkowo ustaliliśmy. Jednocześnie pracujemy nad następną edycją, jej program już szczegółowo zaplanowaliśmy. Za rok festiwal rozpocznie się 20 marca i będzie miał tytuł "Beethoven i fenomen fortepianu. Rok Chopina i Schumanna". Zaprosiliśmy wielu wybitnych pianistów, ale chcemy też kontynuować pomysły, które zyskały uznanie publiczności. Należą do nich koncertowe wykonania oper, w 2010 roku będzie to "Don Carlos" Verdiego. Już dziś chciałabym też zaprosić na wszystkie symfonie Beethovena w wykonaniu Deutsche Kammerphilharmonie Bremen pod dyrekcją Paavo Järviego. [/ramka]

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"