[b]W jaki sposób człowiek wychowany na rock’n’rollu i jazzie, wyedukowany w konserwatorium muzycznym, został wizjonerem muzyki elektronicznej?[/b]
[b]Karl Bartos:[/b] Wszyscy zaczynają od słuchania muzyki, ale niewielu wychodzi poza ten etap. Kreatywność artystyczna jest czymś, co ma się w sercu. To ona każe ci robić coś więcej, uczyć się i rozwijać. Gdy miałem 14 lat, wiedziałem już, że chcę spędzić całe moje życie na tworzeniu muzyki. Naturalne było więc to, że zdałem do konserwatorium do klasy perkusji. W Niemczech, w latach 70., muzyka elektroniczna należała do gałęzi rozwoju muzyki klasycznej. Łatwo było przejść do tego świata.
[b]Czyżby? [/b]
Oczywiście. Muzyka elektroniczna była nawet częścią programu nauczania, musiałem opanować więc grę także i na takich instrumentach. Te umiejętności najpierw przydały mi się w operze, gdzie wykonywałem kompozycje Karlheinza Stockhausena, ale i twórców nurtu konkretnego. To było inspirujące i rozbudzało wyobraźnię. Dlatego też bez problemu odnalazłem się w szeregach Kraftwerk – muzyków, którzy wśród studentów i wykładowców mojego konserwatorium już w czasach „Autobahn” mieli opinię artystowskiej forpoczty. Pracując razem nad albumami takimi jak „Trans Europe Express” czy „Die Mensch-Maschine”, mieliśmy poczucie, że tworzymy dźwięki, jakich nikt wcześniej nie słyszał.
[b]Myślicie, że wasza muzyka raz na zawsze zdefiniowała to, jak komputery brzmieć powinny?[/b]