Reklama
Rozwiń

Jedni ćwierkają, inni scrobblują

Twitter zamiast płyty winylowej, link zamiast ulotki, Facebook zamiast sklepu. Muzyka wdarła się do Internetu w stopniu trudnym do opanowania. Z korzyścią zarówno dla słuchaczy, jak i artystów

Publikacja: 02.11.2009 09:03

Singla "New Fang" z debiutanckiej płyty Them Crooked Vultures posłuchamy na Twitterze. Źródło: last.

Singla "New Fang" z debiutanckiej płyty Them Crooked Vultures posłuchamy na Twitterze. Źródło: last.fm

Foto: materiały prasowe

- Gdzie w dzisiejszych czasach ludzie się spotykają, żeby porozmawiać o muzyce? - Zane Lowe, dziennikarz radia BBC, wiedział, że to pytanie trafi na podatny grunt. Jego rozmówcami byli muzycy Pearl Jam. Płytę, którą we wrześniu promowali, wydali własnym sumptem. W Stanach Zjednoczonych „Backspacera” można było kupić wyłącznie w supermarketach sieci Target oraz w jednym z 600 niezależnych sklepików muzycznych.

Chwilę później z głośników radia popłynął kilkuminutowy wywód o tym, jak ponad 20 lat temu przyszły gitarzysta zespołu, Mike McCready spotykał się ze znajomymi w Easy Street Records w Seattle, by wspólnie posłuchać nowego Mötley Crüe. Muzycy Pearl Jam starają się, jak mogą, by nadążyć za dzisiejszą branżą muzyczną. W niektórych pomysłach ją wyprzedzają. Wciąż jednak nie odcinają się od swoich początków. A dwie dekady temu wszystko zaczynało i kończyło się właśnie w niezależnych sklepach. Takich, jakie dziś padają jeden za drugim.

Początki zespołów z trochę krótszym stażem są jednak dużo inne. Arctic Monkeys nie sięgają pamięcią do swojego lokalnego Easy Street Records. Dla nich wszystko zaczęło się w internecie. Fani raczkującej grupy założyli w serwisie MySpace profil zespołu z angielskiego Sheffield, publikując na nim kolejne nagrania. Dzięki temu Artic Monkeys zyskali międzynarodową sławę.

MySpace, Last.fm, Facebook, Twitter i tysiące komentowanych na bieżąco blogów – dzisiejsza branża muzyczna powoli uczy się, jak korzystać z dobrodziejstw Internetu. Kiedy dwa lata temu Radiohead przeprowadzali eksperyment z albumem „In Rainbows” (słuchacze ściągali płytę z internetu i płacili za nią wedle własnego uznania), krok ten nazywano samobójstwem, bądź – w wersji łagodniejszej – naiwnością. Gdy płyta okazała się podwójnym sukcesem – artystycznym i komercyjnym – określano ją mianem rewolucyjnej.

W ślady Brytyjczyków poszli nieliczni, ale kwestią czasu wydaje się fala podobnych zagrań. Normą stały się bezpłatnie wypuszczane do sieci single zapowiadające nowe nagrania. Nikogo nie dziwi już sytuacja, w której by zapoznać się z utworem nowej formacji Josha Homme'a z Queens of the Stone Age, Dave'a Grohla z Foo Fighters i Johna Paula Jonesa z Led Zappelin - Them Crooked Vultures, musimy jedynie wejść na Twittera.

Branża nadąża za nowinkami, nie pozostaje więc nic innego, jak i samemu nie pozostawać w tyle.

[b] Przedstawiamy mały przewodnik po serwisach, które powinny znaleźć się w zakładkach internetowej przeglądarki fana muzyki:[/b]

[b]Last.fm[/b] ([link=http://www.last.fm]www.last.fm[/link]) to serwis społecznościowy poświęcony muzyce. Oprócz standardowych funkcjonalności podobnych do innych tego typu stron, Last.fm (w polskiej wersji Lastfm.pl) to przede wszystkim ogromna baza zapowiedzi koncertowych oraz radio internetowe. Informacje o występach na żywo są uzupełniane przez użytkowników. W efekcie o koncercie możemy dowiedzieć się zanim zostanie on oficjalnie ogłoszony. Bo, jak powszechnie wiadomo, w każdej plotce jest ziarno prawdy.

Serwis poleci nam koncerty, które mogą nas zainteresować. Nasze gusta zna z dwóch źródeł. Po pierwsze, zapisuje imprezy, na których byliśmy lub na które się wybieramy, a także śledzi to... czego słuchamy na naszym komputerze. Za pomocą wtyczki do programu do odtwarzania muzyki (tzw. scrobblera) na Last.fm wysyłane są informacje o aktualnie odtwarzanych plikach muzycznych.

W efekcie każdy użytkownik serwisu widzi, że cieszymy się właśnie nową płytą Neila Younga, a chwilę wcześniej przypominaliśmy sobie klasyczne „Ziggy Stardust” Davida Bowiego. Brzmi jak zbytni ekshibicjonizm? Możliwe. Nie zmienia to jednak faktu, że – jak chwalą się właściciele serwisu – na Last.fm scrobblowanych jest ponad 20 mln utworów dziennie.

Dzielenie się z serwisem swoimi upodobaniami muzycznymi wiąże się także z tym, że ten z chęcią podpowie nam, kogo powinniśmy posłuchać oraz umożliwi nam to za sprawą internetowego radia. Lubimy Tori Amos? W utworzonym specjalnie dla nas kanale radiowym usłyszmy też PJ Harvey, czy Patti Smith. Ta usługa jest jednak płatna. Za miesiąc korzystania z radia Last.fm zapłacimy kilka euro.

[b]MySpace[/b] ([link=http://www.myspace.com]www.myspace.com[/link]) ma przede wszystkim służyć muzykom, a nie słuchaczom. Zamiast wysyłać swoje dema do wytwórni płytowych, debiutujący artyści zakładają dziś profil na MySpace, umieszczają na nim kilka utworów, dodają kontakt do menadżera i listę klubów, w których w najbliższym czasie zagrają. A potem czekają na bycie zauważonym. Serwis stał się sławny za sprawą Arctic Monkeys, które dzięki niemu wypłynęło na szerokie wody. Co ciekawe, dziś Brytyjczycy przyznają, że nie mieli pojęcia o jego istnieniu, a za pionierską promocją w internecie stali fani.

MySpace to monopolista, jakich mało. Popularność serwisu jest tak ogromna, że gdy wpiszemy w Google nazwę niszowego zespołu elektro z Norwegii czy nazwisko folkowego piosenkarza z Montany, pierwsze wyniki wyszukiwania skierują nas albo do Wikipedii, albo właśnie do MySpace. Korzyść jest więc obopólna.

[b]Setlist.fm[/b] ([link=http://www.setlist.fm]www.setlist.fm[/link]) to już rzecz dla koncertowych bywalców i tych, którzy chcieli, ale nie mogli. Serwis jest ogromną bazą danych tzw. setlist, a więc list utworów, które dany zespół zagrał na konkretnym koncercie. Mudhoney przyjeżdżają do Warszawy i zastanawiamy się, na jaki repertuar możemy liczyć? W trakcie koncertu nie rozpoznaliśmy tytułu utworu, który szczególnie przypadł nam do gustu? Setlists.fm to niezastąpiona pomoc w takich właśnie sytuacjach.

[b]Pollstar[/b] ([link=http://www.pollstar.com]www.pollstar.com[/link]) ma natomiast tylko jedno zastosowanie, które doskonale służy koncertowym podróżnikom. Serwis – podobnie jak Last.fm – publikuje bardzo szczegółowe zapowiedzi koncertów na całym świecie. Dzięki niemu, wybierając się np. do Berlina, Londynu czy Nowego Jorku możemy odpowiednio wcześniej sprawdzić, kto w danym czasie tam gra i postarać się o bilety. Te kupimy na [link=http://Ticketmaster.com]Ticketmaster.com[/link] i wielu innych, pochodnych sklepach z wejściówkami.

Z kolei [b]Twitter[/b] ([link=http://www.twitter.com]www.twitter.com[/link]) to obecnie chyba najpopularniejsza forma wirtualnego podążania za idolami wszędzie tam, gdzie oni tego zachcą. Niektórzy używają Twittera do rozsiewania plotek – jak np. muzycy Faith No More, którzy na wiosnę wlewali nadzieję w serca fanów z Polski, publikując enigmatyczne komunikaty o treściach pokroju „Niech fani w Polsce nasz wyczekują”. Ćwierka też Trent Reznor, który kilka godzin po zakończonym koncercie Nine Inch Nails w Poznaniu rozpływał się w zachwytach nad polską publicznością. Polskie gwiazdy nie zabrnęły jeszcze tak daleko – może poza Zbigniewem Hołdysem, który na polskim odpowiedniku Twittera – Blipie pisuje nawet w trakcie wywiadu telewizyjnego.

Dużo mniej znany jest blogowy kombajn [b]Elbows[/b] ([link=http://www.elbo.ws]www.elbo.ws[/link]). Idea serwisu jest prosta: magazynuje treści publikowane przez tysiące blogów muzycznych, łącząc je ze sobą za pomocą prostej wyszukiwarki. Szukamy czegoś o Cat Power? Wpisujemy nazwę wykonawcy i po chwili otrzymujemy listę blogów, których autorzy w ostatnich dniach lub tygodniach pisali na jej temat. Autorzy serwisu dbają, by nie podsuwać nam stron pełnych grafomanii i takich, które nie wnoszą nic do blogosfery.

Pozostają jeszcze elektroniczne wydania pism muzycznych, zaczynając od [link=http://Rollingstone.com]Rollingstone.com[/link], przez [link=http://Spin.com]Spin.com[/link], [link=http://Nme.com]Nme.com[/link], a skończywszy na rodzimym Terazrock.pl, a także poświęcone konkretnym stylom serwisy z budzącym mieszane odczucia [link=http://Pitchfork.com]Pitchfork.com[/link] na czele. Prawdziwym odpowiednikiem niezależnego sklepu muzycznego staje się jednak [b]Facebook[/b] [link=http://www.facebook.com]www.facebook.com[/link].

Największy na świecie serwis społecznościowy codziennie zalewany jest setkami tysięcy klipów z YouTube, recenzjami płyt, zdjęciami z koncertów, na których to użytkownicy serwisu zawierają rzeczywiste lub jedynie wirtualne znajomości. I tylko Mötley Crüe nie słuchają już wspólnie – każdy czyni to w domowym zaciszu na własnym iTunes.

[b] Masz swoją ulubiona stronę muzyczną? Pisz i komentuj na [link=http://www.facebook.com/pages/Serwis-Kulturalny-rppl/140157390741]Facebooku[/link][/b]

- Gdzie w dzisiejszych czasach ludzie się spotykają, żeby porozmawiać o muzyce? - Zane Lowe, dziennikarz radia BBC, wiedział, że to pytanie trafi na podatny grunt. Jego rozmówcami byli muzycy Pearl Jam. Płytę, którą we wrześniu promowali, wydali własnym sumptem. W Stanach Zjednoczonych „Backspacera” można było kupić wyłącznie w supermarketach sieci Target oraz w jednym z 600 niezależnych sklepików muzycznych.

Chwilę później z głośników radia popłynął kilkuminutowy wywód o tym, jak ponad 20 lat temu przyszły gitarzysta zespołu, Mike McCready spotykał się ze znajomymi w Easy Street Records w Seattle, by wspólnie posłuchać nowego Mötley Crüe. Muzycy Pearl Jam starają się, jak mogą, by nadążyć za dzisiejszą branżą muzyczną. W niektórych pomysłach ją wyprzedzają. Wciąż jednak nie odcinają się od swoich początków. A dwie dekady temu wszystko zaczynało i kończyło się właśnie w niezależnych sklepach. Takich, jakie dziś padają jeden za drugim.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem