[b]Na Gdańskim Festiwalu Muzycznym pojawi się pani jako artysta rezydent. Na czym polega ta rola?[/b]
[b]Ewa Pobłocka:[/b] – Miałam możliwość zaproponowania udziału kilku artystów, w tym także młodych. Jednym z nich jest szwajcarski pianista Gilles Vonsattel, zapamiętany przeze mnie z konkursów w Bolzano i Genewie. Zrobił na mnie wrażenie konsekwentną i logiczną grą pięknym dźwiękiem. A że jest Rok Schumanna, to poprosiłam, by zagrał utwory tego właśnie kompozytora. Zaprosiłam także Agnieszkę Duczmal, z którą każde spotkanie było dla mnie inspirujące.
[b]Tajemniczym punktem festiwalu jest pani występ z pisarzem Pawłem Huelle.[/b]
To będzie w dużej mierze improwizacja. Pisarz obiecał, że będzie czytał, ja także, ale oczywiście będę grała. Dobrze pamiętam moment, w którym po raz pierwszy wzięłam do ręki książkę Pawła Huelle. To był 15 maja 1987 roku, imieniny mojej mamy. Pośród prezentów, które dostała, zobaczyłam książkę z zieloną okładką, gotyckimi literami i nazwiskiem autora, które nic mi wtedy nie mówiło. Ale kiedy zaczęłam czytać – nie mogłam się oderwać. Kolejnych tytułów już sama szukałam, wielokrotnie zabierałam jego książki w długie podróże, w czasie których człowiek czuje się często bardzo samotny. Kiedyś w Japonii było mi szczególnie nieswojo. W hotelu sięgnęłam po „Opowiadania na czas przeprowadzki” i nagle się poczułam, jakbym była w Oliwie, szła tamtejszymi ulicami, czuła zapachy z dzieciństwa, słyszała toczący się po bruku wóz z węglem. Miałam cudowne wrażenie, że jestem w domu.
[b]Ze sposobu, w jaki pani opowiada, wynika, że jest pani bardzo do Gdańska przywiązana...[/b]