– O sukcesie Dang Thai Sona na Konkursie Chopinowskim zadecydował przypadek, zrządzenie losu, a może ludzka intuicja – wspomina juror, prof. Andrzej Jasiński. – Gdy w 1980 r. dokonywano regulaminowej selekcji zgłoszeń pianistów ubiegających się o prawo startu, pismo Dang Thai Sona nie miało szans na pozytywne potraktowanie. To był tylko krótki list i lakoniczny życiorys bez żadnych rekomendacji, osiągnięć lub występów. Pani Zofia Lichetowa, bardzo oddana naszemu konkursowi, powiedziała jednak, że skoro ten nieznany chłopak studiuje w moskiewskim konserwatorium, to z pewnością wiele umie i nie należy go skreślać.
– Myślę, że uznano mnie za egzotyczną ciekawostkę, bo byłem pierwszym w historii Wietnamczykiem, który przystąpił do Konkursu Chopinowskiego – wspominał niedawno Dang Thai Son w rozmowie z „Rz”. – W Warszawie miałem też pierwsze występy przed publicznością. A ponieważ jestem wrodzonym sceptykiem, byłem przekonany, że odpadnę już po pierwszym etapie. Tego, że dojdę do finału, w ogóle nie brałem pod uwagę.
Zofia Lichetowa musiała potem jeździć z nim po sklepach, by kupił ubiór odpowiedni do finałowego występu. W 1980 roku było to w Warszawie trudne zadanie. Dang Thai Son zaś nie tylko zwyciężył, ale zgarnął najważniejsze nagrody specjalne: za najlepsze wykonanie poloneza, mazurków oraz koncertu fortepianowego. Nikomu nieznany Wietnamczyk zachwycił publiczność oraz jurorów talentem i wrażliwością.
Bezpośrednio po konkursowym sukcesie Dang Thai Son nie podbił świata. Wiele się na to złożyło. – Musiałem wrócić do Moskwy, a w roku 1980 o pieriestrojce nikt nawet nie marzył – wspomina. – Wiele intratnych zaproszeń utonęło w gąszczu biurokracji. Chcąc wyjechać na koncert, potrzebowałem wizy. Mogłem zaś ją uzyskać w następujący sposób: Ambasada Wietnamu w Moskwie pisała stosowny wniosek do Ministerstwa Kultury w Wietnamie. Zanim otrzymałem odpowiedź pozytywną, minęło sporo czasu, potem czekałem na wyrobienie wizy i w ten sposób otrzymywałem ją po terminie koncertu. A napięte stosunki między Wietnamem a USA uniemożliwiły mi występy w Stanach.
Dang Thai Son nie należy też do artystów, którzy przebojem idą przez świat. Ceni spokój i samotność. – Inni muzycy często pracują w grupie, świat pianistów ogranicza się do czterech ścian własnego pokoju – mówił w jednym z wywiadów. – Fortepian staje się naszym najbardziej lojalnym przyjacielem, mogę mu zdradzić swe największe sekrety, o których nie powiedziałbym nikomu innemu.