[b]Rz:[/b] Pana pseudonim artystyczny skrywa włoskie pochodzenie, proszę powiedzieć czy opera i serenady miały wpływ na pana muzykalność?
[b]James Ronnie Dio:[/b] Jestem dumny z tego, że moja rodzina pochodzi z Włoch. Wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych, ale zachowała narodowe obyczaje i kulinarne przyzwyczajenia. Wychowywałem się w wesołym chaosie, pełnym pokrzykiwań, emocjonalnych rozmów przy makaronie i czerwonym winie. Maczanie chleba w oliwie to czysta poezja, prawda? Wszystkim południowym rytuałom towarzyszyła oczywiście muzyka.
[b] Czy stąd wziął się pana wokalny styl - rodzaj hard rockowego belle canto?[/b]
Nie wyobrażam sobie śpiewania bez znajomości Wagnera i Vivaldiego. Moi koledzy po fachu przyznają się czasami do słuchania Pavarottiego, ale to tylko wprawka dla przedszkolaków. Trzeba słuchać muzyki klasycznej, bo pogłębia muzykalność, uczy myślenia o formie i nastroju, ważnym w hard rocku. Chociaż moja muzyczna edukacja zaczęła się od nauki gry na trąbce, śpiew okazał się ważniejszy. To także wpływ opery.
[b]Muzycy grający ciężkie odmiany rocka pokazują demoniczne miny i pozy, mają fryzury i kostiumy niczym z horroru. Nie uważa pan, że starsi panowie powinni dać sobie spokój z taką zabawą?[/b]