Downtown Project to kolejne – po Tricphonix, Trifonidis Orchestra i Free Orchestra – wcielenie Macieja Bielawskiego. Wcielenie jednak zaskakujące. Ogniste saksofonowe improwizacje pojawiają się tu zaledwie od czasu do czasu, postrzępionych jazzowych tematów można ze świeczką szukać... Zamiast nich wirują tu ładne, melodyjne tematy sekcji smyczkowej, odzywają się ascetyczne ozdobniki dęciaków, ale też powplatane w tę muzyczną narrację odgłosy wielkomiejskiego zgiełku. Warszawskiego zgiełku.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/artykul/9131,504463_Jazz_to_muzyka_otwarta.html]Rozmowa - tv.rp.pl[/link][/wyimek]
[srodtytul]Kręcimy sobie w głowach[/srodtytul]
Trifonidis Downtown Project to porcja świetnie opracowanej współczesnej kameralistyki o nieco filmowym, a nieco też miejskofolkowym posmaku. Brzmi trochę tak, jakby skomponował ją Steve Reich po weekendzie spędzonym na rogu ul. Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej.
– Tak, to płyta zdecydowanie o Warszawie – przyznaje Bielawski. – O jej centrum. O ludziach, których spotykam. O miejscach, które lubię. Ale też o emocjach i atmosferze. W tym mieście spędzam jednak najwięcej czasu, żyję nim, i ma ono na mnie wielki wpływ.