Amerykanie, wychowywani na legendzie Dzikiego Zachodu oraz takich książkach i filmach, jak "Czarny Książę" czy "Koń, który mówi", przyzwyczaili się traktować konie jako towarzyszy i przyjaciół, nie jako źródło mięsa. - Opinia publiczna jest po naszej stronie - podkreśla Patti Klein Manke z organizacji Animal Humane Society, zapowiadając protesty.
To właśnie organizacje ochrony praw zwierząt, wyposażone w taką broń, jak rozpowszechniane w Internecie filmy dokumentujące oczywiste okrucieństwo traktowania zwierząt w rzeźniach, doprowadziły cztery lata temu do wstrzymania rządowego finansowania inspekcji w tego rodzaju zakładach. To było równoznaczne z ich zamknięciem, jako że zgodnie z prawem, inspekcja federalna była niezbędnym warunkiem uzyskania zgody na eksport mięsa. Większość końskiego mięsa z amerykańskich rzeźni trafiała na rynki europejskie i azjatyckie.
[srodtytul]Na rzeź do Meksyku[/srodtytul]
W rzeźniach zabijano tysiące koni, których właściciele chcieli się pozbyć, bo były stare lub dlatego, że popadali w kłopoty finansowe i nie mogli kontynuować hodowli. Teraz "niechciane" zwierzęta sprzedawane są na aukcjach po 10 lub 20 dolarów za konia, a następnie w tłoku i poniewierce wysyłane do rzeźni w Meksyku. - To powoduje większe cierpienia niż ubój na miejscu - przekonują niektórzy.
W 2006 roku do meksykańskich rzeźni trafiło 11 tysięcy amerykańskich koni. Dwa lata później, gdy zakłady w USA przestały działać, liczba ta wzrosła do 57 tysięcy. Obrońcy praw zwierząt lobbują na rzecz zakazu takiego eksportu, pojawiają się jednak głosy, że to nie rozwiąże problemu, a konie będą porzucane przez właścicieli na śmierć głodową. Wynajęcie weterynarza, który by w humanitarny sposób "uśpił" konia może bowiem kosztować setki dolarów.
[srodtytul]Zabawa w Boga[/srodtytul]