Klub przy Mazowieckiej to wspólna idea Krzysztofa Boguszewskiego i Marka Karewicza. Poznali się w w latach 80. XX w. w klubie Riviera-Remont, gdzie Krzysztof – wówczas student Politechniki Warszawskiej, był dyrektorem, a Marek – inicjatorem niezliczonych akcji artystycznych, didżejem, a przede wszystkim dobrym duchem. Obaj marzyli o własnym klubie jazzowym.
– Upłynęło kilkanaście lat, gdy Krzysztof zadzwonił do mnie i poprosił, bym przyszedł na Mazowiecką 6/8 – wspomina Karewicz. – Zobaczyłem tylko wielką dziurę ziejącą w podziemiach paropiętrowego budynku, kręcących się w niej robotników i mego współmarzyciela, który pokazywał mi, gdzie będzie estrada, gdzie bar, gdzie widownia naszego klubu. Przyznam, że nie do końca wierzyłem w realizację tej wizji, ale wszystko się ziściło.
Może za sprawą genius loci? Wszak bardzo niedaleko, przy Mazowieckiej 12, przed wojną mieściła się legendarna kawiarnia artystyczna Mała Ziemiańska. Duch bohemy zaczął słuchać jazzu...
Na otwarcie klubu 27 stycznia 2001 roku przyszło 428 osób, a grał zespół Tygmont All Stars pod przewodnictwem Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza. Do dziś na scenie Tygmontu wystąpili jazzmani polscy wszystkich pokoleń. Z gości zagranicznych m.in. Bobby McFerrin śpiewał tu z Urszulą Dudziak, Nigel Kennedy improwizował duety z Krzesimirem Dębskim.
Poza goszczącymi na scenie artystami niewątpliwym magnesem jest dla publiczności Marek Karewicz. Legendarny fotografik (ma 2 miliony negatywów zdjęć gwiazd jazzu, rocka i popu – od Milesa Davisa, Elli Fitzgerald i Duke’a Ellingtona po Rolling Stonesów) jest niezrównanym gospodarzem, gawędziarzem, mistrzem ceremonii. Znajduje wciąż nowe preteksty muzyczno-towarzyskie – a to jajeczko jazzowe, a to opłatek czy uroczyste urodziny – co integruje bywalców. A zaliczają się do nich lub zaliczali: Rosław Szaybo, Wojciech Młynarski, Zbigniew Rybczyński, Ryszard Horowitz, Janusz Głowacki, Stanisław Tym, Feliks Falk...