Aktorskie sceny przeplatają się na ekranie z animacją 3D. Bohaterowie mają swoje wirtualne odpowiedniki – awatary. Ale nie tylko wizualny pomysł i sprawność, z jaką twórcy poruszają się w sferze zaawansowanej technologii cyfrowej, sprawiły, że „Sala Samobójców" została zaproszona na tegoroczne Berlinale.
W festiwalowej sekcji Panorama znalazła się, bo o rozterkach współczesnych młodych ludzi, pokolenia organicznie związanych z cyfrowymi technologiami, nieznających świata bez sieci, opowiada ich językiem.
W nowoczesny sposób pokazuje też uniwersalne problemy – samotność, nieprzystosowanie, ucieczkę w uzależnienia (w tym przypadku od Internetu).
Pozornie mało znaczący incydent, wygłup podczas studniówki, sprawia, że 18-letni Dominik zaczyna tracić grunt pod nogami. Jego mocna pozycja w klasie elitarnego liceum chwieje się. Komentarze pojawiające się pod wpuszczonym do Internetu filmikiem skazują chłopaka na środowiskowy ostracyzm. Zagrożona pozycja w grupie, wątpliwości, jakie w samym Dominiku wywołuje sprowokowany na imprezie pocałunek z kolegą, a także brak porozumienia z rodzicami – sprawiają, że chłopak zaczyna szukać ucieczki w wirtualnej rzeczywistości.
W wykreowanej cyfrowo fantastycznej krainie, pokonując kolejne kręgi wtajemniczenia, zmierza do tytułowej Sali Samobójców. Tu może znaleźć rozwiązanie problemów, które zagubieni ludzie znają nie od dziś, tyle że teraz ma ono oprawę przejętą z japońskiej mangi.