Najwięcej szans na rozbicie banku z najbardziej prestiżowymi nagrodami polskiego przemysłu fonograficznego miała Monika Brodka z albumem „Granda".
Laureatka „Idola" wiele lat czekała na swój autorski debiut. Przyniósł jej nominacje aż w dziewięciu kategoriach. W drugiej turze głosy członków Akademii Fonograficznej dzielą się jednak i faworyci otrzymują mniej nagród, niż można się spodziewać. Tak mogło być w kategorii „piosenka roku", gdzie Brodka miała aż dwa nominowane przeboje.
Niewykluczone, że skorzystało na tym „Love Shack" Acid Drinkers i ostatecznie to właśnie metalowcy pod wodzą Titusa otrzymali cztery Fryderyki (piosenka, grupa, album heavy metal „Fishdick Zwei" oraz oprawa graficzna). – Narobiliśmy się i ten Fryderyk nam się należał – powiedział Titus.
Brodka musiała się zadowolić trzema statuetkami w kategoriach: wokalistka, album pop i produkcja (Bartek Dziedzic i Marcin Gajko).
– Jeszcze kilka lat temu wiele osób, które teraz biją mi brawo, nie wierzyło, że mogę nagrać taką autorską płytę – powiedziała wokalistka.