Ponoć kinowa postać pana Anatola spodobała się bardzo Charliemu Chaplinowi. Za to sceniczną kreacją Fijewskiego zachwycił się sam Laurence Olivier. Zobaczył go podczas gościnnych występów Teatru Współczesnego w Londynie i zaproponował umieszczenie jego nazwiska w europejskiej encyklopedii wybitnych twórców teatru i filmu, której był inicjatorem. Potrzebnej noty biograficznej nigdy nie dostał – 12 listopada 1978 r. Tadeusz Fijewski zmarł.
O aktorstwie marzył od dzieciństwa, choć w rodzinie nie było artystycznych tradycji. Ojciec – malarz pokojowy – z ledwością utrzymywał dziesięcioro dzieci. Nie przeszkodziło to jednak małemu Tadkowi w karierze. Już jako dziesięciolatek statystował w Teatrze Polskim. W 1927 r. zadebiutował w filmie „Zew morza" Henryka Szarego. Drobny, o dziecięcych rysach, mimo ukończonych 16 lat przekonująco zagrał dziesięciolatka. Potem też grywał sympatycznych, sprytnych łobuziaków. Z czasem przylgnęło do niego określenie „złotowłosy urwis ekranu".
Przed rokiem 1939 wystąpił w 21 filmach. Szczególne uznanie zyskał dzięki roli warszawskiego gazeciarza w „Legionie ulicy" Aleksandra Forda z 1932 r.
Po wojnie był związany z warszawskimi teatrami: Nowym, Narodowym, Współczesnym i Polskim, jednak nieśmiertelność zapewniło mu przede wszystkim kino. Na ekranie wcielił się m.in. w postaci: Rzeckiego („Lalka", reż. W.J. Has), Kuby z „Chłopów" i tytułowego pana Anatola w filmach Jana Rybkowskiego czy Czereśniaka z „Czterech pancernych i psa" Konrada Nałęckiego. W radiowych „Matysiakach" stworzył popularną postać Grzelaka.
– Mistrzowsko potrafił łączyć tragizm postaci z jej wizerunkiem komediowym. Ukazywał maksymalną wiedzę o kreowanych bohaterach. Groźnych staruszkach, oszukanych biedakach, umierających królach, o mądrym kloszardzie i ograniczonym skąpcu. Dzięki drobnym, niewiele na pozór znaczącym środkom – jakże często nie do zanotowania – powstawała rola, której się nie zapomina – komentowała Marta Fik.