Pisarz nie ukrywał, że był bardzo przywiązany do kreacji, jaką w telewizji stworzył Alec Guineess jako Smiley. Uznał, że Gary Oldman jest zupełnie inny, bardziej mroczny, samotny, choć równie intrygujący.
– Dla mnie jest to opowieść przede wszystkim o lojalności – powiedział Oldman "Rz". – Cieszę się, że za kamerą stanął Tomas, który pochodzi ze Szwecji. Brytyjczyk dałby się ponieść sentymentom.
Utrzymany w szarych barwach "Szpieg" Alfredsona ma w sobie sporo melancholii, ale jest okrutny, bardzo współczesny w opisie międzyludzkich relacji. Jego udział w konkursie to kolejny po "Idach marcowych" Clooneya ukłon organizatorów w stronę dużych produkcji.
Poza konkursem można też było w Wenecji obejrzeć Warnerowski "Contagion – epidemię strachu". Za kamerą Steven Soderbergh, na ekranie – plejada gwiazd z Mattem Damonem, Judem Lawem, Marion Cotillard, Gwyneth Paltrow, Kate Winslet i Laurencem Fishburnem na czele. Opowieść o błyskawicznie rozprzestrzeniającej się epidemii, procesach globalizacji, przepływie informacji, strachu. Bardzo ciekawy obraz, daleko odbiegający od papki często serwowanej przez wielkie studia.
Festiwale jednak najbardziej kochają skromne kino niezależne. Takie choćby jak Todda Solondza, realizatora, który od lat krytykuje ogłupiałe od popkultury amerykańskie społeczeństwo i potrafi też z wrażliwością pochylić się nad losem ludzi rozpaczliwie szukających szczęścia. W "Czarnym koniu" sportretował 30-letniego grubasa, który mieszka z rodzicami w pokoju ze ścianami w biało-czerwone grochy i jest jak dziecko z reklam: otoczone nowoczesnymi zabawkami, które namiętnie kupuje. Tęskni za miłością, ale jednocześnie jest samotny jak każdy dziwoląg.
– Chciałem opowiedzieć bardzo prostą historię – mówi Solondz. – Jako reżyser próbuję zrozumieć, jak ludzie żyją i w co wierzą. W "Czarnym koniu" wszystkie postacie sam wymyśliłem, jednak w trakcie pisania i tak mi się wymknęły: ich reakcje i dążenia są dla mnie tajemnicą.