Feel przegrał konkurencję z Lennym

Zalew światowych gwiazd i kryzys sprawiają, że frekwencja na koncertach polskich artystów gwałtownie spadła – pisze Jacek Cieślak

Aktualizacja: 30.11.2011 19:10 Publikacja: 30.11.2011 18:43

Red Hot Chili Peppers zagrają 27.07 w Warszawie. Inkasują od 0,5 do 1,5 mln USD w zależności od obie

Red Hot Chili Peppers zagrają 27.07 w Warszawie. Inkasują od 0,5 do 1,5 mln USD w zależności od obiektu; AP Photo/Peter Morrison

Foto: Associated Press

Na całym świecie nagrania muzyczne sprzedają się gorzej i nawet megagwiazdy decydują się na koncerty, by zmniejszyć straty.

M.in. dlatego w tym roku przyjechali do Polski artyści, którzy wcześniej nigdy do nas się nie pofatygowali – Prince i Coldplay. Polscy fani cieszą się, ale dla krajowych artystów jest to coraz większy problem.

– Oferta koncertowa jest większa niż w poprzednich latach, niemal codziennie są ważne koncerty różnych formatów – mówi Tomik Grewiński, szef Kayaksu. – Nie wszyscy mają szanse sprzedać bilety, bo zawartość portfeli Polaków wraz z kryzysem jest mniejsza. Mam szczęście, że Zakopower nagrał album, który jest największym polskim bestsellerem. Daje nawet dwa koncerty dziennie.

Pełna sala w Londynie

Kłopoty mają nawet najwięksi. Feel po sukcesie debiutanckiej płyty przegrzał koniunkturę i nie może zapełnić sal.

– Jest gorzej – przyznaje Muniek Staszczyk, T. Love. – Rozmawiałem o tym z Piotrem Wieteską, menedżerem Kultu i Kazika, a także Grabażem. Potwierdzają moje obserwacje. Tej jesieni T. Love dopiero w Londynie miał pełną salę. Myślę, że powody są dwa: gigantyczna oferta zagraniczna i medialna burza na temat kryzysu. Nie wykluczam jednak, że dokonuje się generacyjna zmiana. Może nie wszyscy chcą podziwiać co roku T. Love i Kult?

Zdaniem pragnącego zachować anonimowość promotora koncertów problem polega również na tym, że polscy artyści żądają za dużych stawek. – Polska gwiazda światowego formatu poprosiła mnie, żebym zorganizował jej występy w kraju, bo za granicą stawki są dwukrotnie mniejsze – powiedział nasz rozmówca. – Samorządy organizujące plenerowe koncerty nie dbają o publiczny grosz i przepłacają.

Menedżerowie się cieszą, ale gdy przychodzi czas biletowanych występów, fani nie chcą płacić zbyt dużo. Zespoły, które brały za wieczór 7 tysięcy zł, muszą się dziś liczyć ze spadkiem stawek nawet o połowę.

Nawet artyści z marką, na przykład Ballady i Romanse, które mają w tym roku szanse na Paszport "Polityki", nie zarabiają kokosów – tylko 3 – 4 tysiące zł do podziału na sześć osób.

– Staram się wynegocjować dla Myslovitz 15 tys. zł za klubowy występ, ale to przecież jedna z największych krajowych gwiazd, a pieniądze są do podziału między pięciu muzyków i sześciu pracowników obsługi – mówi Maciej Pilarczyk, szef Chaos Management Group.

Kto ponosi ryzyko

Spłaszczenie dochodów sprawiło, że musimy maksymalizować zysk, gdzie się da – mówi Tomik Grewiński. – Kiedyś sprzedawaliśmy koncerty klubom, dziś wolimy wynajmować sale. Inna sprawa, że szefowie klubów nie chcą ponosić pełnego ryzyka. Coraz częściej umawiamy się, że po sprzedaniu pewnej puli biletów dzielimy się zyskami w proporcjach 80 – 20 albo 70 – 30 proc.

#Inwazja zagranicznych gwiazd odbiła się również na rynku zamkniętych koncertów organizowanych dla firm i ich klientów. Nasi seniorzy mogli się już opatrzyć, dlatego koncerny zapraszają wykonawców ze światowym dorobkiem. Mało kto wie, że dla polskich VIP śpiewali już Bryan Adams, Chaka Khan, George Benson czy Jumie Cullum. A wcześniej – Ive Mendes, Candy Dulfer, Stacey Kent.

– Z Anglii co roku można zaprosić kogoś nowego, muzycznych objawień w Polsce jest mało – tłumaczy Marek Proniewiecz z Sonic. – Oczywiście, ci artyści są najdrożsi, ale wykładając od kilku do 20 tys. euro, można mieć wykonawcę, który śpiewa evergreeny.

Kryzys uderzył też w budżety eventowo-sponsorskie.

– Wszyscy szukają nowych sposobów dowartościowania swojej marki i klientów – mówi Stanisław Trzciński, współwłaściciel agencji marketingu muzycznego STX Records/STX Jamboree. – Nie trzeba sprowadzać gwiazdy wyłącznie na zamknięte koncerty, które nie są zresztą przez niektórych VIP cenione, ponieważ w kameralnym i branżowym gronie często trudno o swobodniejszą atmosferę. Dobrym wizerunkowo, komfortowym, a także tańszym rozwiązaniem jest stworzenie sektora gości specjalnych i zorganizowanie spotkania z artystą podczas biletowanej imprezy. Wtedy klienci mają poczucie ekskluzywności, a jednocześnie biorą udział w zabawie, która ma spontaniczny przebieg, bo na sali są ludzie, którzy kupili bilety. Ozdobą wydarzenia mogą być osoby ze świata kultury, biznesu i polityki.

– Najgorzej mają debiutanci – mówi Maciej Pilarczyk. – Grają na własne ryzyko. Liczą każde 5 zł, jakie mają od sprzedanego biletu.

Stawki polskich gwiazd za tzw. eventy i koncerty plenerowe

Maleńczuk  30 000 zł

Myslovitz  35 000 zł

Zakopower  40 000 zł

Kora  40 000 zł

Kombii  40 000 zł

Perfect  45 – 50 000 zł

Maryla Rodowicz  50 000 zł

Budka Suflera  60 000 zł

Na całym świecie nagrania muzyczne sprzedają się gorzej i nawet megagwiazdy decydują się na koncerty, by zmniejszyć straty.

M.in. dlatego w tym roku przyjechali do Polski artyści, którzy wcześniej nigdy do nas się nie pofatygowali – Prince i Coldplay. Polscy fani cieszą się, ale dla krajowych artystów jest to coraz większy problem.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”