Baryton ma szczęście

Mariusz Kwiecień opowiada o Don Giovannim i innych swoich ulubionych bohaterach operowych

Publikacja: 08.12.2011 13:00

Baryton ma szczęście

Foto: Rzeczpospolita, Juliusz Multarzyński JM Juliusz Multarzyński

"Rz": Zapowiada pan pożegnanie z Don Giovannim. To prawda?

Mariusz Kwiecień:

Nie rozstanę się z nim gwałtownie, ale przestawiam się na muzykę liryczno-dramatyczną. Pozostanę przy Onieginie, z oper rosyjskich chciałbym dodać Mazepę i kniazia Igora, na pewno będzie Posa z „Don Carlosa" czy Germont-ojciec w „Traviacie", a w pewnym momencie chciałbym dojść do „Balu maskowego". W ciągu pięciu, sześciu lat zmieni się mój repertuar, choć na Don Giovanniego mam podpisane kontrakty w Londynie, Paryżu czy Chicago, a nawet w Barcelonie na 2017 rok.

Do warszawskiej inscenizacji wrócił pan po dziewięciu latach od premiery. Kiedy czuł pan, że Don Giovanni jest pana rówieśnikiem? Wtedy czy teraz?

Zawsze jestem nim po trochu, ale wtedy myślałem, że to młodzik pełen energii. Kolejne rozmowy z reżyserami, moje lektury, a zwłaszcza doświadczenia życiowe spowodowały, że zacząłem inaczej na niego patrzeć. W tej chwili jest mi bardziej bliski, łączy nas wiek i emocjonalne podejście do życia. Przeszedłem już przez takie sytuacje, kiedy wydawało mi się, że uderzam głową w ścianę i muszę zrobić coś bardziej nowego, by nie podążać wyłącznie rutynową ścieżką. Don Giovanniego też musiała nudzić życiowa stagnacja. Spotkanie ze śmiercią było dla niego czymś ekscytującym, a każdy kolejny sukces erotyczny traktował jak lekarstwo na nudę.

Jako baryton ma pan szczęście, w przeciwieństwie do tenorów nie jest pan skazany wyłącznie na role amantów.

To chyba największa zaleta bycia barytonem, bas z kolei od najmłodszych lat wciela się w starców. Parę lat temu zaśpiewałem w Londynie Germonta-ojca w „Traviacie", ale nie miałem poczucia sukcesu. Nie czułem tej postaci, nie byłem wiarygodnym ojcem dla Alfreda, prywatnie o rok młodszego ode mnie. Teraz, gdy dobiegam czterdziestki, otwierają się nowe możliwości. Niebawem w Monachium wcielę się w markiza Posę w „Don Carlosie", za 10 – 15 lat chciałbym zrealizować marzenie i zaśpiewać Simona Boccanegrę, to bohater mojej ulubionej opery. A jeśli głos będzie się nadal rozwijał, odważę się zmierzyć z Jagonem w „Otellu". Już proponowano mi tę rolę w Metropolitan w 2017 roku, ale byłoby to zdecydowanie za wcześnie.

Warszawskie spektakle „Don Giovanniego" wzbudziły ogromne zainteresowanie, zdobycie biletu było wręcz niemożliwe.

Cieszę się ogromnie, także dlatego, że po 15 różnych inscenizacjach „Don Giovanniego" mogę powiedzieć, że ta jest najlepsza, w jakiej brałem udział. Inne były zdecydowanie uboższe interpretacyjnie. Ważne jest i to, że na warszawskiego „Don Giovanniego" przychodzi masa młodych ludzi, ale też Mariusz Treliński proponuje alternatywę dla teatru dramatycznego i kina.

Nie sądzi pan, że opera przeżywa niezwykły okres? Przez spektakle plenerowe i transmisje telewizyjne staje się elementem kultury masowej, a zapraszając takich reżyserów jak Mariusz Treliński czy Krzysztof Warlikowski, wkracza w rejony wysublimowanej sztuki?

Najbardziej pociąga mnie w niej kontakt ze współczesnym teatrem, w którym więcej wymaga się od śpiewaków, a ja lubię takie wyzwania. Mogę otworzyć wyobraźnię, a nie tylko – jak Don Giovanni – poruszać się po rutynowej ścieżce.

Czy po kontakcie z Krzysztofem Warlikowskim przy „Królu Rogerze" w Paryżu i Madrycie zyskał pan coś nowego do pracy nad kolejnymi rolami?

On dał nam możliwość samokreowania się na scenie. W jego „Królu Rogerze" po raz pierwszy w stu procentach poddałem się muzyce i odnalazłem w sobie energię, której nigdy nie używałem. Mariusz Treliński jest inny, ma fenomenalną umiejętność kreowania obrazów na scenie, ale także zmusza do otwarcia wyobraźni i błyskawicznego podążania za tym, co on wskazuje.

Będzie następna płyta po albumie z ariami słowiańskimi?

Tak, choć dziś trudno nagrać płytę, jeśli nie ma się na imię Anna, a na nazwisko Netrebko. Ale Harmonia Mundi już zamówiła nowy album. Poświęcę go muzyce włoskiej, głównie Donizettiemu, ale będzie też coś z Belliniego, Verdiego i Rossiniego. Z Łukaszem Borowiczem i Polską Orkiestrą Radiową wciąż próbujemy znaleźć dogodne dla nas terminy. Myślę też o trzecim krążku, wyłącznie z pieśniami. Chciałbym nagrać piękny cykl Paderewskiego do francuskich tekstów Catulle'a Mendesa.

A długo będziemy czekać na pana kolejny przyjazd do Warszawy?

Rozmowy trwają, muszę zdecydować, co chciałbym zaśpiewać, i uwzględnić, czy moje oferty wpisują się w plany Opery Narodowej. Nie zamierzam wracać z Don Giovannim, chciałbym pokazać się w nowym wcieleniu, choć mogę znów być Onieginem.

—rozmawiał Jacek Marczyński

"Rz": Zapowiada pan pożegnanie z Don Giovannim. To prawda?

Mariusz Kwiecień:

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"