W innych, mniej dostojnych gatunkach muzycznych o takich jak Maiskmy mówi się, że grają z powerem. On też ma w sobie tę moc, ale nie używa jej po to, by się popisywać. Owszem, tak lubianemu przez wiolonczelistów Koncertowi C-dur Josepha Haydna dodał odpowiednią dawkę żywiołowej wirtuozerii, przede wszystkim jednak perfekcyjnie odczytał klasyczną formę i umiejętnie wyeksponował piękno Haydnowskich melodii.
Wybitna śpiewaczka, Ewa Podleś powiedziała kiedyś, że ze wszystkich instrumentów najbliższa jest jej wiolonczela, której brzmienie przypomina głos ludzki. Tak jak człowiek potrafi pięknie śpiewać. To właśnie udowodnił w Koncercie C-dur Haydna Mischa Maisky.
Klasę rosyjskiego wiolonczelisty o żydowskich korzeniach, a dziś obywatela świata, jeszcze lepiej można było docenić w Koncercie D-dur Luigi Boccheriniego. Włoch był rówieśnikiem Haydna i również jak on płodnym kompozytorem, ale z jego dorobku znamy właściwie tylko przebojowy menuet. A mistrzem XVIII-wiecznego klasycyzmu pozostał do dziś Haydn, bo też starannie skrojonym utworom Boccheriniego brak po prostu duszy. Chyba że interpretuje je artysta klasy Mischy Maisky'ego. Dopiero wtedy nabierają blasku.
On ma niesłychanie silną indywidualność, a jednak ten wtorek w Filharmonii Narodowej nie był wieczorem jednego artysty. Wprawdzie klasyczne koncerty na plan pierwszy zdecydowanie wysuwają solistę, ale za jego plecami czujnie towarzyszyła Kremerata Baltica. ?Kameralną orkiestrę instrumentalistów trzech państw nadbałtyckich – Litwy, Łotwy i Estonii 15 lat temu założył inny wielkiej klasy artysta, skrzypek Gidon Kremer. Jest świetnym zespołem, może występować samodzielnie bez swojego szefa lub z najlepszymi solistami.
Kremerata Baltica ustaliła wysoki poziom koncertu już pierwszym utworem: kwartetem Giuseppe Verdiego. W jedynym utworze instrumentalnym mistrza opery odnalazła bogatą dramaturgię, misterną konstrukcję i ciekawą melodykę. Finałowa „Serenada notturna" Wolfganga Amadeusza Mozarta stała się okazją do radosnej zabawy.