Dziś wstęp do najważniejszego polskiego muzeum mają jedynie pracownicy i ekipy remontowe. Nam udało się zobaczyć, jak przebiega finisz prac. Od czasu powstania w 1938 roku gmach w Al. Jerozolimskich nigdy nie był remontowany. W części pustych jeszcze pomieszczeń czuć zapach farby. – Pomalowanych zostało 12 tys. mkw. powierzchni. Dawną żywą kolorystykę zastąpiły szarości, grafity i barwy ziemi. Wciąż trwa olejowanie wyczyszczonych gruntownie parkietów – wylicza rzecznik MNW Katarzyna Wakuła.
Jednak nie odświeżony wygląd, a np. wysokość głównych sal może zaskoczyć bywalców. Po zlikwidowaniu rastrów, czyli podwieszanych kawałków sufitu, ukazały się oszklone stropy. Ich odsłonięcie było możliwe dzięki wyklejeniu szyb specjalistyczną folią, blokującą dostęp promieni szkodliwych dla dzieł sztuki.
Zmiany zaszły w układzie przestrzennym galerii oraz koncepcji prezentowania dzieł. Obrazy grupowane są tematycznie, a nie chronologicznie. Na parterze, tuż za rozsuwanymi automatycznie drzwiami, wita „Gra w karty" Theodoora Romboutsa, zaczynając ciąg malarskich scenek rodzajowych. Za nimi postępują martwe natury i wizerunki zwierząt. Na pierwszym piętrze wychodzimy w plener. Obok pejzaży są tu m.in. widoki Warszawy pędzla Canaletta. – W pierwszej kolejności udostępnimy trzy galerie: Dawnego Malarstwa Europejskiego, Sztuki XIX wieku oraz Portretu Europejskiego i Staropolskiego – zapowiada rzeczniczka MNW. Otwarty zostanie dziedziniec Lorentza, gdzie zaplanowano wielki rodzinny piknik i filmową projekcję pod chmurką. Na obejrzenie „Bitwy pod Grunwaldem", która już została zawieszona, ale wymaga retuszy, poczekamy do połowy lipca.