Jeszcze nie skończono komentować magicznego koncertu Melody Gardot w Wiedeńskiej Operze, a na scenę pamiętającą największe muzyczne wydarzenia poprzedniego wieku wszedł jeden z najsłynniejszych pianistów w historii jazzu - Herbie Hancock.
Rozświetlona kryształowymi kandelabrami sala musi każdego artystę mobilizować do największych wyczynów. Hancock, który wydaje się opierać czasowi, postanowił połączyć brzmienie nowego kwartetu ze sprawdzonym repertuarem. Tylko z najlepszymi muzykami gra swój utwór „Seventeen", ale tego wieczoru zdecydował się połączyć go z hitem „Cantaloop Island" spopularyzowanym przez hip-hopową formację Us3. Co ciekawe, obstawiony kilkoma klawiaturami i monitorami komputerów, częściej grał solówki na fortepianie Fazioli.
Jednym z najlepszych tematów, jaki napisał jest jednak „Maiden Voyage", standard będący wyzwaniem dla każdego improwizatora. Ale największym jednak dla samego autora. Hancock wykonał solo ujmujący wstęp pokazując w kilkanaście minut kunszt artysty obdarzonego wybitną wrażliwością. Jego harmonie układały się w obrazy pobudzające wyobraźnię i zadziwiające prostotą. A tu już cecha mistrzów.