Reklama
Rozwiń
Reklama

Oczy Starego Doktora

Jaki był? Nad czym się zastanawiał? Czego nauczał? Co go trapiło, co przynosiło mu radość? I jak wyglądał na kolejnych etapach życia? To w książce „Janusz Korczak. Fotobiografia” pokazuje Maciej Sadowski

Publikacja: 22.07.2012 19:00

Oczy Starego Doktora

Foto: Przekrój

* * * * *

Maciej Sadowski,
„Janusz Korczak. Fotobiografia",
wyd. Iskry, 189 s.

Oczy miał poważne. Nawet, kiedy jego wiek oznaczała liczba jednocyfrowa. Na jednym tylko zdjęciu – tym z 1940 r. – można w jego wzroku dostrzec twardość jakąś, zdumienie, przerażenie. Ale przecież od końca lat 90. XIX w. tak wiele się zdarzyło. Życie całe. Trudne, ale ciekawe. Takie, o jakie prosił Boga.

W czasie zatrzymanym na pierwszej fotografii chciał być królem, „wojny prowadzić, do ludożerców jeździć". Mając lat wczesne naście, porzucił władzę na rzecz miłostek: „Wciąż byłem zakochany w innej dziewczynce. (...) Kochałem tydzień, miesiąc, czasem po dwie, po trzy". Jako 20-latek – były student i były żołnierz, już lekarz – wiedział już, komu w przyszłości się poświęci. „A dusze tych Józków, Jaśków i Franków bogate; dopiero je życie zuboży – psotną pięścią tłuc będzie kryształy i rwać kwiaty, i rozrzucać je po wydmach" – pisał w 1908 r. Na zdjęciu z tamtego lata siedzi na schodach z pięcioma wychowawcami kolonii letniej w Wilhelmówce. Najszczuplejszy, najniższy zapewne, patrzy niby to w stronę aparatu, niby w dal niewiadomą. Rozmyśla tylko? Czy planuje, czeka na kolejne 34 lata dla dzieci przeznaczone?

Kadr z 1914 r. To już Stary Doktor, choć nie ma jeszcze trzydziestki. Przygarbiony, w bezkształtnym fartuchu z wypchanymi kieszeniami. Okularów nie widać. Zapomniał? Obok kobieta, która będzie z nim w doli i niedoli, do końca – Stefania Wilczyńska. Roślejsza, zdecydowana. Lęk mogłaby nawet budzić, gdyby nie łagodny uśmiech na twarzy. Oboje już dwa lata pracują w Domu Sierot. I – choć to on później przeniesie te słowa na kartkę – oboje zapewne modlą się do Boga: „Daj dzieciom dobrą dolę, daj wysiłkom ich pomoc, ich trudom błogosławieństwo. Nie najłatwiejszą drogą ich prowadź, ale najpiękniejszą. A jako prośby mej zadatek przyjm jedyny mój klejnot. Smutek i pracę".

Mijają lata. Pracy jest w bród, smutki się zdarzają, ale i radości chwile bywają. Oto koncert orkiestry Domu Sierot w 1923 r. W pierwszym rzędzie mały mandolinista, nieco większy akordeonista, a między nimi on – gra na fujarce czy trąbce. Czy oczy mu się uśmiechają? Nie widać, za ostre słońce.

Reklama
Reklama

Lata 30. Siedzi na krześle. Dłoń błądzi przy skroni, spojrzenie nieobecne. „Doktor w takiej depresji, w takim przygnębieniu, że nic go nie obchodzi. (...) W ogóle męczy siebie i męczy innych" – pisze pani Stefa. A on? „Znam cenny dwuwiersz; powtarzam go, gdy już zbyt ciężko, gdy chcę spędzić czas sam z sobą (...) i moją, nie czyją, śmiercią i życiem. »Cały kram w dupie mam«. Przetłumaczcie to na język hebrajski i puśćcie w kurs".

I kolejna dekada. Skończona dla niego i jego dzieci na początku samym. Doszedł z panią Stefą aż dotąd, mimo zmęczenia, mimo zniechęcenia czasem, mimo że tamto „już zbyt ciężko" w porównaniu z tym końcowym nie takim ciężkim się okazało. 4 sierpnia 1942 roku pisze: „Ojcze nasz, który jesteś w niebiesiech. Modlitwę tę wyrzeźbiły głód i niewola. Chleba naszego. Chleba". I ten wzrok twardo zdumiony...

Spotkanie. Tym właśnie jest piękny album Macieja Sadowskiego. Spotkaniem z Janusza Korczaka myślami, nadziejami, troskami, naukami dla dzieci i o dzieciach. Ale przede wszystkim z nim samym. Na fotografiach, które często są bardziej wymowne niż słowa.

To także rzadka okazja poznania podopiecznych Starego Doktora. Dziewczynek nieśmiałych i układnie odważnych, chłopców – małych łobuzów i książkowych moli. Również tych, dla których przyszłość nie została przewidziana.

Sadowski znakomicie koncepcyjnie wymyślił swoją książkę (którą zresztą również opracował graficznie). Kilkadziesiąt unikatowych zdjęć elegancko ułożył na kolejnych stronach i dokładnie opisał. Opatrzył też cytatami z dzieł Korczaka i jego „Pamiętnika" oraz listów czy notatek. Przywołał także teksty o nim. Jeśli kogoś tu mało, to Stefanii Wilczyńskiej. I o to jedynie można do Sadowskiego mieć pretensję. Bo już najwyższy czas, żeby ją – kobietę, bez której Korczak nie byłby taki sam – przywrócić pamięci.

Maciej Sadowski,
„Janusz Korczak. Fotobiografia",
wyd. Iskry, 189 s.

Oczy miał poważne. Nawet, kiedy jego wiek oznaczała liczba jednocyfrowa. Na jednym tylko zdjęciu – tym z 1940 r. – można w jego wzroku dostrzec twardość jakąś, zdumienie, przerażenie. Ale przecież od końca lat 90. XIX w. tak wiele się zdarzyło. Życie całe. Trudne, ale ciekawe. Takie, o jakie prosił Boga.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Reklama
Kultura
„Halloween Horror Nights”: noc, w którą horrory wychodzą poza ekran
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Kultura
Nie żyje Elżbieta Penderecka, wielka dama polskiej kultury
Patronat Rzeczpospolitej
Jubileuszowa gala wręczenia nagród Koryfeusz Muzyki Polskiej 2025
Kultura
Wizerunek to potęga: pantofelki kochanki Edwarda VIII na Zamku Królewskim
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Kultura
Czytanie ma tylko dobre strony
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama