Dwa lata temu przed świętami Bożego Narodzenia próbowano w Wielkiej Brytanii wprowadzić ten utwór na pierwsze miejsce listy przebojów. Kampania na Facebook'u zyskała kilkadziesiąt tysięcy zwolenników. Przesłanie akcji było oczywiste. W czasie, kiedy tempo życia przyspiesza, a większość czasu spędzamy w sklepach poszukując prezentów, 273 sekundy ciszy miały skłonić do skupienia się nad celem tej pogoni i sensem życia. Uczynić z Wigilii Bożego Narodzenia prawdziwą „Cichą noc".
„4' 33''" jest najsłynniejszym, wręcz rewolucyjnym utworem Johna Cage'a. Pracował nad nim pięć lat. Dlaczego tak długo? Bo za partyturą, w której napisane jest, że „żaden z instrumentów nie gra żadnej nuty", stoją głębokie przemyślenia twórcy i idea, którą skwitował zdaniem: „Cisza nie istnieje – wszystko jest muzyką".
Prapremiera „ Four minutes, thirty-three seconds" odbyła się w piątek 29 sierpnia 1952 r. w Maverick Concert Hall w Woodstock, w stanie Nowy Jork. Był to koncert „Benefit Artists Welfare Fund". Wykonawcą kilku kompozycji Cage'a, a także utworów współczesnych Feldmana, Bouleza i Wolffa był młody pianista David Tudor. W programie była błędnie zatytułowana jako „4 Pieces" i podzielona na części: „4' 33''", „30''", „2' 23''", „1' 40''". Oczywiście tytuł to „4' 33''", a pozostałe, to czasy trwania trzech części utworu.
Nie obyło się bez skandalu, bo publiczność nie była przygotowana na „ciszę" w utworze, który miał partyturę. Pianista zasiadł do fortepianu, rozłożył manuskrypt (który później zaginął) i wyjął stoper, by dokładnie odmierzać części kompozycji. Opuścił pokrywę klawiatury i siedział bez ruchu 30 sekund. Sygnalizując koniec pierwszej części, podniósł pokrywę by po chwili znowu ją opuścić. I tak we wszystkich trzech częściach utworu. Kiedy Tudor zakończył i wstał, publiczność była tak zirytowana, że zamiast oklasków wszczęła wrzawę i żywe dyskusje.
- Nie zrozumieli przesłania - wspominał potem John Cage nazywając swe dzieło „Cztery, trzydzieści trzy". - Nie istnieje nic takiego, jak cisza. Sądzili, że to cisza, bo nie potrafili słuchać, a przestrzeń była pełna niespodziewanych dźwięków. W pierwszej części można było usłyszeć szum wiatru dochodzący spoza budynku. W części drugiej krople deszczu zaczęły bębnić po dachu, a w trzeciej sama publiczność zaczęła wydawać różne interesujące dźwięki kręcąc się na siedzeniach, szepcząc, a nawet wychodząc.