Wenecja walczy. Z rosnącym w siłę festiwalem w Toronto, na który jeszcze przed zakończeniem Biennale odlatuje coraz więcej filmowców i dziennikarzy. I z listopadową imprezą w Rzymie, prowadzoną od tego roku przez zaprzyjaźnionego z całym filmowym światem Marca Muellera.
Jednak Alberto Barbera, nowy dyrektor weneckiej Mostry, wierzy, że jest w stanie tej „starej, szacownej damie", która narodziła się dokładnie 80 lat temu, dodać sporo energii. I postawił na kino ambitne, artystyczne. Różnorodne, interesujące, autorskie.
Po czerwonym dywanie chodzili więc wspaniali artyści: Kim Ki-duk, Brillante Mendoza, Takeshi Kitano, Harmony Korine, Ramin Bahrani, Aleksiej Bałabanow. Ale żaden wielki festiwal nie może obyć się bez gwiazd, więc były i one. Mira Nair przyjechała na Lido z odtwórcami głównych ról w jej filmie „Uznany za fundamentalistę": z Kate Hudson i Lievem Schreiberem, któremu towarzyszyła życiowa partnerka Naomi Watts.
Robert Redford pokazał film „The Company You Keep" o protestach przeciwko wojnie wietnamskiej, a grający główną rolę Shia LaBeouf zapewniał, że tworząc portret bohatera, wzorował się na roli swojego idola, Redforda, we „Wszystkich ludziach prezydenta".
Zszokowali zaprawionych w znoszeniu kaprysów gwiazd dziennikarzy twórcy „Mistrza", którzy na konferencję prasową przyszli w stanie, delikatnie mówiąc, skrajnego wyczerpania i zachowywali się jak bohater Bogusława Lindy rzucający dziewczynie: „Nie chce mi się z tobą gadać". Joachim Phoenix palił papierosa za papierosem, kręcił się na krześle, a wreszcie na kilka minut opuścił salę, Philip Seymour Hoffman nie próbował ukrywać ziewania i nawet reżyser Paul Thomas Anderson zbywał pytania krytyków półsłówkami.