Alberto Barbera, nowy dyrektor weneckiej Mostry walczy o poziom festiwalu w Wenecji

Najstarszy festiwal świata młodnieje. Stawia na kino intelektualne i frapujące spotkania z artystami – pisze Barbara Hollender z Wenecji

Publikacja: 07.09.2012 21:50

69. Festiwal Filmowy w Wenecji

69. Festiwal Filmowy w Wenecji

Foto: AFP

Wenecja walczy. Z rosnącym w siłę festiwalem w Toronto, na który jeszcze przed zakończeniem Biennale odlatuje coraz więcej filmowców i dziennikarzy. I z listopadową imprezą w Rzymie, prowadzoną od tego roku przez zaprzyjaźnionego z całym filmowym światem Marca Muellera.

Jednak Alberto Barbera, nowy dyrektor weneckiej Mostry, wierzy, że jest w stanie tej „starej, szacownej damie", która narodziła się dokładnie 80 lat temu, dodać sporo energii. I postawił na kino ambitne, artystyczne. Różnorodne, interesujące, autorskie.

Po czerwonym dywanie chodzili więc wspaniali artyści: Kim Ki-duk, Brillante Mendoza, Takeshi Kitano, Harmony Korine, Ramin Bahrani, Aleksiej Bałabanow. Ale żaden wielki festiwal nie może obyć się bez gwiazd, więc były i one. Mira Nair przyjechała na Lido z odtwórcami głównych ról w jej filmie „Uznany za fundamentalistę": z Kate Hudson i Lievem Schreiberem, któremu towarzyszyła życiowa partnerka Naomi Watts.

Robert Redford pokazał film „The Company You Keep" o protestach przeciwko wojnie wietnamskiej, a grający główną rolę Shia LaBeouf zapewniał, że tworząc portret bohatera, wzorował się na roli swojego idola, Redforda, we „Wszystkich ludziach prezydenta".

Zszokowali zaprawionych w znoszeniu kaprysów gwiazd dziennikarzy twórcy „Mistrza", którzy na konferencję prasową przyszli w stanie, delikatnie mówiąc, skrajnego wyczerpania i zachowywali się jak bohater Bogusława Lindy rzucający dziewczynie: „Nie chce mi się z tobą gadać". Joachim Phoenix palił papierosa za papierosem, kręcił się na krześle, a wreszcie na kilka minut opuścił salę, Philip Seymour Hoffman nie próbował ukrywać ziewania i nawet reżyser Paul Thomas Anderson zbywał pytania krytyków półsłówkami.

Terrence Malick, najbardziej tajemnicza postać współczesnego kina, przysłał do Wenecji film, ale – zgodnie ze swoim zwyczajem – nie pojawił się publicznie. Kiedyś, po wybitnych obrazach „Badlands" (1973) i „Niebiańskie dni" (1978), zniknął na 20 lat, by powrócić do kina w 1998 roku znakomitą „Cienką czerwoną linią". Przed rokiem wygrał festiwal canneński „Drzewem życia", teraz tu trafił jego poetycki melodramat „To the Wonder".

Według skromnych informacji poprzedzających premierę główne role zagrali Ben Affleck i Rachel McAdams. Ale Malick znów wszystkich zaskoczył. Dopiero po projekcji w Wenecji okazało się bowiem, że opowiedział historię miłości Amerykanina z Oklahomy i paryżanki, ale w montażowni całą historię zbudował wokół Olgi Kurylenko, która początkowo miała zagrać jedynie epizod.

Zdziwiona była nawet ona sama: – Terrence powtarzał na planie, żebyśmy dobrze rozumieli to, co mówimy – mówiła w Wenecji była dziewczyna Bonda.

Fotografów ekscytowały w Wenecji młode, hollywoodzkie gwiazdki, które wystąpiły w odlotowym filmie Harmony'ego Korine'a „Spring Breakers".

– Aktorzy debiutujący w wytwórni Disneya dostają etykietkę dziecięcych, niewinnych gwiazd. Robię dużo dla moich młodych fanów, ale ten film jest ważny dla mnie – mówiła w Wenecji 20-letnia narzeczona Justina Biebera, Selena Gomez, dając do zrozumienia, że chce zacząć grać dramatyczne role. A obok niej traci ekranową niewinność inna dziewczyna ze świata „High School Musical" – Vanessa Hudgens.

Dorośleje też jej partner Zac Efron, bo kino niezależne chętnie odcina kupony od sławy młodzieżowych gwiazdek. W filmie „Za wszelką cenę" Ramina Bahraniego Efron wcielił się w chłopaka ze środkowych Stanów, który próbuje wyrwać się spod silnej władzy ojca.

– Nie zależy mi na łatwych pieniądzach – deklaruje 24-letni aktor. – Chcę iść w stronę kina artystycznego.

– On przypomina Jamesa Deana i Johnny'ego Deppa – twierdzi Bahrani. Krytycy zachowują w tej sprawie więcej powściągliwości.

Gomez, Hudgens, Efron są na początku drogi. Ale Wenecja potrafi też uhonorować tych, którzy są chodzącą historią XX-wiecznej sztuki. Siedzę naprzeciwko starszego pana z dobrotliwym uśmiechem, w niebieskiej koszuli i błyszczących, młodzieżowych okularach, jakich nie powstydziłyby się nawet Hudgens czy Gomez. To Peter Brook.

– Wizja kultury jako remedium na zło skompromitowała się – mówi mi 87-letni artysta. – Naziści zabijali tysiące ludzi w obozach koncentracyjnych, a wieczorem słuchali Mozarta. Ale ciągle jeszcze teatralne spotkanie może zmienić wrażliwość małej grupy ludzi siedzących na widowni. A może choćby jednej osoby.

81-latek Michael Lonsdale w ogrodzie hotelu Quatro Fontane opowiada mi z kolei o legendach poprzedniego stulecia – Orsonie Wellesie, Luisie Bunuelu, Marguerite Duras, z którą rozumiał się bez słów. Ale na końcu dodaje:

– Tylko proszę nie myśleć, że żyję wyłącznie przeszłością. Gram, cieszę się każdym dniem, uwielbiam dzisiejszy czas.

Czasem najbardziej fascynujące okazują się spotkania nieoczywiste. Czarnowłosa Haifaa al Mansour jest pierwszą kobietą, która w Arabii Saudyjskiej wyreżyserowała film fabularny. „Wadjda" to opowieść o 11-letniej dziewczynce, która chce wziąć udział w wyścigu rowerowym. „Nie będziesz mogła urodzić dziecka" – mówi przerażona matka Wadjdy. W jej kraju jazda na rowerze jest zarezerwowana wyłącznie dla mężczyzn. Podobnie jak robienie filmów.

– Bywało, że musiałam chować się w samochodzie i stamtąd kierować swoją ekipą przez walkie-takie – opowiada Haifaa al Mansour. – W Arabii są rejony, gdzie kobiety nie mogą się nawet pojawić na ulicy. Widząc mnie w ekipie, ludzie krzyczeli, żeby przerwać zdjęcia.

Film „Wadjda" będzie dystrybuowany w Niemczech, które są jego producentem, został także kupiony do Francji i Szwajcarii. Nie trafi do Arabii Saudyjskiej, bo w tym kraju nie ma ani jednego kina. – Kino jest u nas nielegalne, ale to się zmieni – zapewnia w Wenecji Haifaa al Mansour, młoda kobieta w czarnej sukni, z odsłoniętą twarzą. Obecność na tym festiwalu to spełnienie jej marzeń, droga do wolności.

Opuszczając Wenecję, jestem przekonana, że festiwal zaczyna nowy rozdział. Filmy dobierane są rozważniej, nie tylko pod kątem gwiazd, jakie mogą ściągnąć. A dzięki temu spotkania z ludźmi kina też staną się bardziej interesujące i intensywne.

 

Wenecja walczy. Z rosnącym w siłę festiwalem w Toronto, na który jeszcze przed zakończeniem Biennale odlatuje coraz więcej filmowców i dziennikarzy. I z listopadową imprezą w Rzymie, prowadzoną od tego roku przez zaprzyjaźnionego z całym filmowym światem Marca Muellera.

Jednak Alberto Barbera, nowy dyrektor weneckiej Mostry, wierzy, że jest w stanie tej „starej, szacownej damie", która narodziła się dokładnie 80 lat temu, dodać sporo energii. I postawił na kino ambitne, artystyczne. Różnorodne, interesujące, autorskie.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla