W pana filmie separatyści nie przypominają fanatyków religijnych, którzy stali za zamachem 11 września 2001 roku. To raczej biznesmeni, którzy negocjują i liczą pieniądze z okupów.
Niektórzy z nich po prostu wykonywali rozkazy. Nieobcy był im strach, a czasem i współczucie w stosunku do więźniów. Co nie znaczy, że ich gloryfikuję czy usprawiedliwiam. Ale reżyser powinien być jak rasowy dziennikarz. Kiedy dotyka kontrowersyjnych tematów, musi zachować bezstronność. Oceny należą do widza. Starałem się pokazać obie strony tej tragedii, ścieranie się katolicyzmu i islamu, obojętność obcych rządów i wielkich korporacji, dla których zakładnicy pracowali. Moralna ocena terroryzmu jest jednoznaczna. Ale jego przyczyny i okoliczności są złożone.
W ciągu kilku lat stał się pan niemal guru azjatyckiego kina. Nie chce pan teraz, jak Wong Kar-wai, Hou Hsiao-hsien czy Park Chan-wook, spróbować swoich sił w kinematografiach Zachodu?
Jestem bardzo otwarty, zwłaszcza po fantastycznym doświadczeniu z Isabelle Huppert, na współpracę z zachodnimi aktorami, a nawet ekipami. Bardzo mi też zależy, by docierać z filmami do szerokiej, światowej widowni. Ale pochodzę z Filipin. Rozumiem ten kraj i wiem, że jakkolwiek ułożyłyby się moje artystyczne losy, nigdy go nie opuszczę.
—rozmawiała Barbara Hollender
Recenzja
Terroryści chcą utworzyć na Filipinach niepodległą prowincję, potrzebują pieniędzy. Turyści chcą przeżyć. Jedni modlą się do Allaha, drudzy do Chrystusa. Brillante Mendo- za nie dramatyzuje autentycznej historii porwania zakładników z 2001 roku. Tworzy coś w rodzaju dziennika. Pokazuje chaos. Rebelianci i ich ofiary są atakowani przez wojsko, część porwanych ginie, inni po wpłaceniu okupu przez rozmaite instytucje są wypuszczani. Wreszcie w dżungli pozostaje sześć osób, m.in. starsze małżeństwo z Ameryki i pracownica francuskiej akcji humanitarnej, którą gra Isabelle Huppert. Porywacze i zakładnicy stoją po dwóch stronach barykady, ale są chwile, gdy zaczynają się wspierać. Razem próbują przetrwać w dżungli. Filipińczyk portretuje też współczesny świat: obojętność rządów, władzę mediów. Do dżungli przyjeżdża dziennikarka telewizyjna, żeby nagrać wywiady z porwanymi. „Dzięki szumowi medialnemu łatwiej idą negocjacje w sprawie okupu" – mówią terroryści. Mendoza nie stosuje tanich chwytów, by wyciskać z widzów łzy czy budzić w nich odrazę, ale ten skromny, chropawy film robi wrażenie.