Rok życia pod lufą karabinu

Reżyser Brillante Mendoza o „Pozdrowieniach z raju", porwaniach na Filipinach i współczesnym terroryzmie

Aktualizacja: 26.09.2012 11:43 Publikacja: 26.09.2012 08:39

Rz: Powiedział pan kiedyś, że ucieka od polityki. Ale przecież wszystkie pana filmy osadzone są bardzo głęboko w rzeczywistości Filipin i dotykają ważnych problemów społecznych.

Brillante Mendoza:

Rzeczywiście uciekam od polityki, ale polityka mnie dogania. Dziś wszystko jest w nią uwikłane. W „Loli" opowiadałem o dwóch starych kobietach, z których jedna była babką mordercy, druga – jego ofiary. I nie mogłem pokazać ich w oderwaniu od świata, w jakim żyją.

Sylwetka reżysera

W „Kitanay" w tle brutalnego zabójstwa prostytutki byli skorumpowani, wysługujący się mafii policjanci. Ale najbardziej interesują mnie portrety ludzi. Jacy jesteśmy? W co wierzymy? Jakie są konsekwencje wyborów, których dokonujemy?

W „Pozdrowieniach z raju" też przygląda się pan z bliska bohaterom, jednak punktem wyjścia jest tu wielki problem współczesnego świata – terroryzm.

Scenariusz oparłem na autentycznym wydarzeniu. W 2001 roku, w kurorcie Dos Palmas, grupa bojowników Abu Sayyafa chciała porwać obradujących tam przedsta wicieli Banku Światowego. Ci zdążyli wyjechać z Filipin, więc terroryści uprowadzili grupę zagranicznych turystów. Porywacze przetrzymywali zakładników przez wiele miesięcy, żądając za nich okupu. I nie była to akcja odosobniona. Podobne napady zdarzały się często, ich ofiarami padło w tamtym czasie około 100 osób. Część z nich zginęła. Mam wrażenie, że ludzie, którzy jak artyści mają szansę oddziaływać na wyobraźnię innych, nie powinni obok takich zjawisk przechodzić obojętnie.

„Pozdrowienia z raju" sprawiają wrażenie paradokumentu.

Bardzo sumiennie się do tego filmu przygotowałem. Skontaktowałem się z ludźmi, którzy przeżyli porwanie, spotykałem się z separatystami, chciałem wiedzieć, jak żyją, jak widzą świat, w co wierzą. Przebyłem tę samą drogę co zakładnicy Abu Sayyafa: od wyspy Palawan przez morze Sulu aż po dżunglę Basilian. W czasie zdjęć nie mogliśmy odbyć  takiej podróży z aktorami, głównie ze względów bezpieczeństwa. Kręciliśmy kolejne sceny chronologicznie. Wykonawcy nie znali się wcześniej, nie dostali też dokładnego scenariusza. Dlatego wiele sytuacji ich zaskakiwało. Tak jak zakładników w 2001 roku. Sama historia też jest wierna prawdzie, choć musiałem ją nieco udramatyzować. Francuska wolontariuszka grana przez Isabelle Huppert jest postacią fikcyjną, ale na jej historię złożyły się prawdziwe losy kilku innych porwanych kobiet.

W niestereotypowy sposób pokazuje pan relacje między zakładnikami i porywaczami. Czasem wrogie, czasem niemal bliskie, gdy wszyscy razem walczą o przetrwanie w dżungli.

Dzika przyroda ma swoje prawa. Niezależnie od tego, czy jesteś terrorystą czy zakładnikiem, porwanym czy ofiarą – w środku puszczy musisz tak samo walczyć o życie. I wtedy się okazuje, że jesteś przede wszystkim człowiekiem. A jednocześnie nigdy nie wiadomo, skąd mogą paść strzały. W 2001 roku na śmierć z rąk wojsk filipińskich tak samo narażeni byli porywacze-rebelianci jak porwani. Chciałem też pokazać coś, czego zwykle nie dostrzegamy w naszych czarno-białych osądach: że tak naprawdę wszyscy byli tam zakładnikami. Innych ludzi, ideologii, nieokiełznanej natury.

W pana filmie separatyści nie przypominają fanatyków religijnych, którzy stali za zamachem 11 września 2001 roku. To raczej biznesmeni, którzy negocjują i liczą pieniądze z okupów.

Niektórzy z nich po prostu wykonywali rozkazy. Nieobcy był im strach, a czasem i współczucie w stosunku do więźniów. Co nie znaczy, że ich gloryfikuję czy usprawiedliwiam. Ale reżyser powinien być jak rasowy dziennikarz. Kiedy dotyka kontrowersyjnych tematów, musi zachować bezstronność. Oceny należą do widza. Starałem się pokazać obie strony tej tragedii, ścieranie się katolicyzmu i islamu, obojętność obcych rządów i wielkich korporacji, dla których zakładnicy pracowali. Moralna ocena terroryzmu jest jednoznaczna. Ale jego przyczyny i okoliczności są złożone.

W ciągu kilku lat stał się pan niemal guru azjatyckiego kina. Nie chce pan teraz, jak Wong Kar-wai, Hou Hsiao-hsien czy Park Chan-wook, spróbować swoich sił w kinematografiach Zachodu?

Jestem bardzo otwarty, zwłaszcza po fantastycznym doświadczeniu z Isabelle Huppert, na współpracę z zachodnimi aktorami, a nawet ekipami. Bardzo mi też zależy, by docierać z filmami do szerokiej, światowej widowni. Ale pochodzę z Filipin. Rozumiem ten kraj i wiem, że jakkolwiek ułożyłyby się moje artystyczne losy, nigdy go nie opuszczę.

—rozmawiała Barbara Hollender

Recenzja

Terroryści chcą utworzyć na Filipinach niepodległą prowincję, potrzebują pieniędzy. Turyści chcą przeżyć. Jedni modlą się do Allaha, drudzy do Chrystusa. Brillante Mendo- za nie dramatyzuje autentycznej historii porwania zakładników z 2001 roku. Tworzy coś w rodzaju dziennika. Pokazuje chaos. Rebelianci i ich ofiary są atakowani przez wojsko, część porwanych ginie, inni po wpłaceniu okupu przez rozmaite instytucje są wypuszczani. Wreszcie w dżungli pozostaje sześć osób, m.in. starsze małżeństwo z Ameryki i pracownica francuskiej akcji humanitarnej, którą gra Isabelle Huppert. Porywacze i zakładnicy stoją po dwóch stronach barykady, ale są chwile, gdy zaczynają się wspierać. Razem próbują przetrwać w dżungli. Filipińczyk portretuje też współczesny świat: obojętność rządów, władzę mediów. Do dżungli przyjeżdża dziennikarka telewizyjna, żeby nagrać wywiady z porwanymi. „Dzięki szumowi medialnemu łatwiej idą negocjacje w sprawie okupu" – mówią terroryści. Mendoza nie stosuje tanich chwytów, by wyciskać z widzów łzy czy budzić w nich odrazę, ale ten skromny, chropawy film robi wrażenie.

bh

Sylwetka

Brillante Mendoza

Reżyser. Urodził się w 1960 r. w San Fernando na Filipinach. Absolwent sztuk pięknych na Uniwersytecie Santo Tomas, zaczynał karierę jako scenograf. Pracował w telewizji i w przemyśle reklamowym. Miał 45 lat, gdy zrealizował swój pierwszy film, „Masażystę" o chłopaku z gejowskiego „salonu masażu", i wygrał nim festiwal w Locarno. Dziś jest jednym z najbardziej uznanych artystów azjatyckich, o jego filmy ubiegają się wielkie festiwale na świecie. Za reżyserię „Kitanay" dostał nagrodę w Cannes (2009), „Lolą" podbił krytyków w Wenecji. Brillante Mendoza robi filmy mocne, pełne okrucieństwa, głęboko osadzone w realiach Filipin.

Rz: Powiedział pan kiedyś, że ucieka od polityki. Ale przecież wszystkie pana filmy osadzone są bardzo głęboko w rzeczywistości Filipin i dotykają ważnych problemów społecznych.

Brillante Mendoza:

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"