Reklama

Jak rodzi się muzyka

Antoni Wit, przewodniczący jury, zdradza, na co będzie zwracał uwagę, oceniając uczestników konkursu

Publikacja: 16.11.2012 12:35

Jak rodzi się muzyka

Foto: FN, Juliusz Multarzyński JM Juliusz Multarzyński

Podobno po sposobie dyrygowania można powiedzieć nie tylko kto, jakim jest artystą, ale również człowiekiem.

Antoni Wit:

Tego aspektu nie będę uwzględniał oceniając uczestników Konkursu im. Fitelberga, choć w tym twierdzeniu zapewne jest sporo prawdy. Kiedy oglądało się Leonarda Bernsteina przy pulpicie dyrygenckim, wiadomo było, że jest człowiekiem, który pragnie, by wszyscy go kochali. Na koncertach Herberta von Karajana widać było, że trzeba się mu podporządkować. Mnie może trudniej go oceniać, bo gdy byłem asystentem Karajana i miałem możliwość obserwacji, pracował już tylko z jedną orkiestrą, którą znał od ponad 20 lat. To powoduje inny rodzaj relacji. Swoją drogą, ciekawe, co by słuchacze powiedzieli o mnie, gdyby po występie mieli mnie scharakteryzować.

Jest w zachowaniu dyrygenta na estradzie także element autokreacji?

Na pewno tak. Są na przykład dyrygenci, którzy podczas koncertu potrafią nawiązać kontakt nie tylko z orkiestrą, ale i z publicznością.

Reklama
Reklama

Nie sądzi pan, że Konkurs im. Fitelberga jest dziś bliższy życiu niż kiedyś? W przeszłości dyrygenci po 20 lat pracowali z jedną orkiestrą. Obecnie przenoszą się z jednego miejsca koncertowego na drugie. Muszą pracować szybko i skutecznie. Tak jak na konkursie.

Jest to jednak możliwe dlatego, że poziom orkiestr niesłychanie się podniósł. Mówię to z własnego, prawie półwiecznego, doświadczenia zawodowego. Dzisiaj dyrygent – powiedzmy sobie szczerze – niekoniecznie musi umieć to wszystko, czego oczekiwano od niego w przeszłości. Najlepsze orkiestry nie oczekują, że będzie ich uczył. Skrócił się więc czas przygotowań do koncertu. Gdy zaczynałem pracę, mówiono, że dobry dyrygent musi być stary. Obecnie – wręcz przeciwnie, proszę spojrzeć, ilu mamy młodych dyrygentów.

Każdy kraj chce mieć swojego Gustavo Dudamela?

W pewnym sensie tak, jego wyjątkowy talent objawiony we wczesnej młodości ułatwił debiut innym młodym dyrygentom. Zaczęto ich wręcz poszukiwać.

Pan też ma dobrą rękę w odkrywaniu talentów, by przypomnieć choćby dwóch pana ostatnich asystentów w Filharmonii Narodowej: Krzysztofa Urbańskiego i Jakuba Chrenowicza.

Jakub Chrenowicz rozwija się stopniowo, po asystenturze ma swoją stałą orkiestrę Opery i Falharmonii Podlaskiej. Natomiast Krzysztof Urbański stał się już gwiazdą, jest szefem dwóch orkiestr: w Norwegii i USA, dyryguje bardzo dobrymi zespołami na świecie, odbywa na przykład tournée z Filharmonią Czeską, co dla artysty w jego wieku jest ogromnym wyróżnieniem.

Reklama
Reklama

Kiedyś mówiło się, że niesłychanie ważne jest doświadczenie życiowe. Dziś inaczej patrzymy na zawód dyrygenta, skoro takie sukcesy odnoszą ludzie mający dwadzieścia parę lat?

Doświadczenie nadal jest ogromnie ważne, ale powtórzę raz jeszcze: współczesne orkiestry są znacznie lepsze od tych z przeszłości. Dobry flecista czy oboista proponuje dyrygentowi tak piękne solówki, że być może on nawet nie przypuszczał, iż tak można zagrać. Obecnie zespoły same muszą dbać o swój poziom, jeśli chcą być zapraszane na nagrania czy na tournée. A i publiczność znacznie więcej oczekuje, bo dzięki płytom jest osłuchana z wybitnymi interpretacjami.

Uważa pan, że dlatego też zniknął znany z przeszłości typ dyrygenta-dyktatora?

Zmieniły się przede wszystkim warunki pracy. I nie chodzi wyłącznie o to, że zdemokratyzowała się każda dziedzina naszego życia. Dyktatorem w sztuce może być ten, kto dysponuje odpowiednimi środkami finansowymi, na przykład Walery Gergiew, bo ma w Rosji bogatych potentatów, którzy go wspierają. Na Zachodzie są dyrygenci atrakcyjni dla przemysłu filmowego czy telewizji, więc ich władza poparta nad zespołem zdobytymi w ten sposób pieniędzmi może być o wiele większa. Inni muszą zmagać się z rozmaitymi, codziennymi problemami.

Są orkiestry przyjazne, ale i stawiające opór. Dyrygenci też w różny sposób traktują muzyków.

Myślę, że w dzisiejszych czasach groźniejsze bywa nastawienie orkiestr do dyrygentów.

Reklama
Reklama

Na co będzie pan zwracał uwagę oceniając uczestników konkursu?

Na wszystkie te elementy, które pomagają w prowadzeniu orkiestry, ale najważniejsza dla mnie jest osobowość artystyczna. Kiedy dyrygent rusza rękami, wyzwala pewien dźwięk. Nie zawsze robi to świadomie, ale w ten sposób rodzi się muzyka. I ją przede wszystkim należy oceniać: czy jest piękna czy też na przykład pozbawiona niuansów.

—rozmawiał Jacek Marczyński

Podobno po sposobie dyrygowania można powiedzieć nie tylko kto, jakim jest artystą, ale również człowiekiem.

Antoni Wit:

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Reklama
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Kultura
1 procent od smartfona dla twórców, wykonawców i producentów
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama