Kayah ruszyła w wielką podróż

Artystka na swej nowej, pełnej rozmachu płycie „Transoriental Orchestra” śpiewa po arabsku i w jidysz - pisze Jacek Cieślak.

Aktualizacja: 02.11.2013 08:22 Publikacja: 02.11.2013 08:14

Kayah, Transoriental Orchestra, Kayax, CD, 2013

Kayah, Transoriental Orchestra, Kayax, CD, 2013

Foto: Rzeczpospolita

Nową płytą, której producentem jest kompozytor Atanas Valkov, Kayah powróciła do muzyki świata, w której tak dobrze się czuła, współpracując z Goranem Bregoviciem, Cesarią Evorą, Verą Bilą czy Teofile Cantro.

Zobacz na Empik.rp.pl

– Pomyślałam, dlaczego przed nią uciekam? – mówi „Rz". – Czas znowu zrobić sobie dobrze. Przecież to moja muzyczna miłość od dziecka.

Z Andaluzji

Kiedy mieszkała z mamą w bloku i nie pasowało jej, że jest zima za oknami, zasłaniała je i słuchała namiętnie muzyki hinduskiej, brazylijskiej i wyobrażała sobie, że jest w innej szerokości geograficznej.

– Jeszcze jako nastolatka obiecałam sobie, że nagram kiedyś płytę, która będzie podróżą, jaką słuchacz może odbyć bez wstawania z fotela: podróżą uchem po mapie.

Inspiracją był album Malcolma McLarena „Duck Rock", na którym Kayah słyszała brzmienia Afryki i głosy Meksyku. Punktem zwrotnym w tworzeniu „Transoriental Orchestra" stał się występ na Festiwalu Kultury Żydowskiej Warszawa Singera 2012.

– Uczestniczyłam w festiwalu wielokrotnie jako widz, podobała mi się atmosfera, tematyka. Aż wreszcie ponad rok temu odezwała się do mnie Gołda Tencer i Fundacja Shalom. Dostałam zaproszenie i aż podskoczyłam z radości.

Kayah od początku była zdecydowana, że projekt musi być niebanalny: – Żaden skrzypek na dachu albo balecik panów przebranych za chasydów nie wchodził w rachubę! Pomyślałam, że warto poprzez wybór piosenek opowiedzieć historię wielkiej wędrówki tego narodu, pokazać, jak na przestrzeni wieków wzajemnie przenikały się kultury.

Sięgnęła do dorobku Żydów sefardyjskich i aszkenazyjskich. Śpiewa w językach, którymi posługiwali się na przestrzeni wieków. Najwcześniejsza pieśń, jaką przypomina, pochodzi z XIII wieku.

– Zaczęłam pieśniami ze znacznymi akcentami flamenco z Półwyspu Iberyjskiego, skąd Żydzi zostali wygnani w XV wieku – opowiada „Rz" . – Są pieśni z Andaluzji, gdzie były silne wpływy marokańskie. Nie zapomniałam o Żydach, którzy dotarli do Europy Wschodniej, a zwłaszcza do Warszawy będącej przed wojną największym, po Nowym Jorku, ośrodkiem kultury żydowskiej.

Wokalistka zastanawiała się, czy nie odciąć się od martyrologii zakorzenionej w polsko-żydowskiej historii:

– Doszłam jednak do wniosku, że zależy mi również na refleksji, by wszyscy zastanowili się, czy potrafią wyrzec się krzywdzących stereotypów. Czy potrafimy żyć z poszanowaniem dla innych, dla odmienności. Przecież Warszawa uosabia także dramat Żydów: w dobie Holocaustu stała się dla wielu końcem wędrówki, a po marcu 1968 r. – początkiem kolejnego wygnania.

Nagrywanie płyty było także wyzwaniem językowym. Kayah musiała opanować wiele dialektów.

– Przyjaciel z Izraela po przesłuchaniu nagrania demo pytał mnie, w jakim języku śpiewam – przyznaje. – Jak to w jakim? Po hebrajsku! Musiałam nad tym jeszcze popracować. Z ladino Żydów sefardyjskich było łatwiej, bo jest podobne do hiszpańskiego. Z arabskim obeznałam się, słuchając często muzyki arabskiej. W poznaniu jidysz pomogła mi znajomość niemieckiego. Ale tak się zasu- gerowałam, że na Festiwalu Singera „Jidisze mame" zaśpiewałam właśnie w języku Goethego. Doszło do tego, że zgłosiła się dziewczyna znająca jidysz. Powiedziała: „Jeśli chcesz, pomogę ci". Pomogła. Pocieszano mnie, że jest tyle dialektów żydowskich, że odstępstwa od zasady mogą się zdarzyć.

Własny system

Kayah lubi również podróże pozamuzyczne – z prawdziwego zdarzenia.

– Jeżdżę po świecie, żeby nadrobić deficyt przyjemności w kontaktach międzyludzkich – opowiada. – Nie wiem dlaczego, ale Polacy, zwłaszcza w moim pokoleniu, nie potrafią do końca poczuć się obywatelami Europy, świata. Pomimo upadku żelaznej kurtyny mają ją silnie zakorzenioną w psychice. Często brakuje dobrej chemii młodym łudziom. Obserwuję, jak ulicą idzie ładna dziewczyna i przyjemnie wyglądający chłopak, a nawet na siebie nie spojrzą. Za granicą uśmiechnęliby się do siebie.

Stojąc na światłach, Kayah uśmiecha się do kierowców.

– I co widzę? Odwracające się w popłochu głowy. Zastanawiam się, co ludzie wtedy myślą. Że się z nich śmieję? To przykre sytuacje, choć osobiście nie mogę narzekać. Spotykam się z miłymi reakcjami przechodniów. To jest super. Szkoda jednak, że wielu Polaków wciąż chciałoby przemknąć przez miasto w czapkach niewidkach.

Tuż przed premierą płyty Kayah wzięła udział w odrodzonym Festiwalu Róbrege. U jego początków wykonawcy i fani mówili i śpiewali o walce z Babilonem, którym była dla nich komunistyczny system i władza. Teraz festiwal odbył się w cieniu socrealistycznego Pałacu Kultury, z którym sąsiadują wieżowce na ulicy Emilii Plater – symbole Babilonu kapitalistycznego.

– Pałac Kultury mi się podobał i nigdy do końca nie wiedziałam, o co z tym Babilonem chodzi, bo przecież wszyscy w nim żyli, a nawet go współtworzyli – przyznaje. – Było mnóstwo zapożyczonych terminów, schematów i szablonów. Pamiętam zachowania dziecinne, naiwne, a zarazem słodkie. Rozmów na temat systemów politycznych nie lubię. To strata czasu. Mam własny system: wierzę, że nie ma rzeczy niemożliwych. Można zmieniać własną rzeczywistość siłą woli, wiary i dobra.

Kayah zastrzega, że nie mówi o tym, jak przeżyć do pierwszego. Chodzi jej o zdrowie psychiczne i czystą przestrzeń wokół siebie. – A jeśli chodzi o pieniądze – dodaje – dobrze, jeśli są środkiem do realizacji marzeń, a nie celem samym w sobie, bo to jest prawdziwy Babilon, prawdziwa niewola.

Taka refleksja bierze się z wielu doświadczeń. Kayah występuje  na imprezach zamkniętych, gdzie spotyka prezesów dużych firm, którzy pamiętają ją z Jarocina.

– Opowiadają mi, kim wtedy byli, jak wyglądali, jakie mieli włosy – mówi. – Nieraz ich pytam: co ci zostało z Jarocina? Odpowiadają, że miłość do muzyki i do ludzi. Wierzę, że mogą być lepszymi prezesami od tych, którzy w młodości do Jarocina nie jeździli. Może są prezesami z ludzką twarzą?

Firma kwitnie

Kiedy Kayah śpiewała na pierwszych festiwalach Róbrege, nie była pewna, czy całe życie zwiąże z muzyką.

– Czułam się wtedy jak zebra wśród koni – przyznaje. – Moja muzyczna wrażliwość była oderwana od środowiska. Często mówiono o mnie: ta, co chce śpiewać disco, bo nie odróżniano go przecież od soul. Ale jestem Skorpionem, dziewczyną wojownikiem i nie peszę się niepowodzeniami. Ciężko mnie było zagiąć. Opór środowiska i materii tylko mnie motywował. Cieszę się, że teraz  na Róbrege spotkałam się z kolegami z dawnych lat. Robert Brylewski zmienił się fizycznie, ale kontakt mieliśmy wspaniały. Nawet bliższy niż kiedyś.

Przed laty nagrała album „Jakajakayah". Jaka Kayah jest teraz?

– Patrzę w przyszłość i liczy się tylko to, co przede mną. Kolejna poprzeczka do przeskoczenia – odpowiada.

Płyty w Polsce wciąż się ukazują, ale Kayah – szefowa firmy wydawniczej Kayax, zapytana, czy polski rynek płytowy istnieje – mówi:

– Na pewno zmienia się po raz kolejny formuła wydawnictw. Daj Boże, jeśli ludzie zamiast płyty, która jest dla mnie dziełem sztuki, chcą sobie kupić pliki, bo zazwyczaj ściągają je za darmo, o czym mam pogadanki ze swoim 15-letnim synem. Kiedy chce, żebym kupiła mu nowe słuchawki, tłumaczę, że nie mogę, bo zostałam okradziona z pieniędzy przez jego rówieśnika, który ściągnął sobie z sieci moje piosenki, nie płacąc nic za nie.

Mimo trudnej sytuacji na rynku firma Kayax się rozwija. W gronie artystów znalazła się Kasia Nosowska, Hey, a Urszula Dudziak wydała tu książkę, która jest bestsellerem.

– Urszula ma barwne życie i każdy chciał o nim przeczytać – mówi Kayah. – Teraz namawiam ją, by zaczęła pisać książkę o jej związku z Jerzym Kosińskim. Na razie jest zakochana i nie ma na to czasu!

Nową płytą, której producentem jest kompozytor Atanas Valkov, Kayah powróciła do muzyki świata, w której tak dobrze się czuła, współpracując z Goranem Bregoviciem, Cesarią Evorą, Verą Bilą czy Teofile Cantro.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla