Tylko po części taki stan wynika z faktu, że w roku 2013 wypadły jubileusze trzech najwybitniejszych polskich kompozytorów ostatniego półwiecza. Utwory Witolda Lutosławskiego, Krzysztofa Pendereckiego i Henryka Mikołaja Góreckiego grywano więc tak często, że dla innych twórców nie bardzo starczyło miejsca.
Ruszył co prawda program zamówień kompozytorskich, prowadzony przez Instytut Muzyki i Tańca, dzięki któremu wiele instytucji zdobyło pieniądze na prawykonania nowych utworów. Kto by jednak zwracał na nie uwagę, gdy trwało całoroczne, jubileuszowe świętowanie.
Nawet festiwale nastawione na muzykę najnowszą też czuły się w obowiązku zauważyć rocznice mistrzów. I okazywało się, że ich dzieła przyćmiewają dokonania młodszych generacji. Na Warszawskiej Jesieni najwięcej przeżyć dostarczył na przykład wieczór, na którym wykonano komplet kwartetów Góreckiego. Z licznych prawykonań w pamięci pozostał chyba tylko utwór „Certainty's Flux" Dominika Karskiego (rocznik 1972), fascynujący swym mikroświatem dźwięków.
Powrót Lutosławskiego
Na obchodach najwięcej skorzystała muzyka Witolda Lutosławskiego. Powróciła na estrady świata, gdyż w ciągu 20 lat, jakie mijają od śmierci jej twórcy, zaczynała być odkładana na półki. Rok Lutosławskiego zaowocował serią świetnych koncertów w kraju i – co istotne – za granicą (wsparcia finansowego udzielał Instytut Adama Mickiewicza). Jego utwory prezentowali artyści tej klasy co Anne-Sophie Mutter, Simon Rattle czy Esa-Pekka Salonen, który ponadto otrzymał niedawno nominację do Grammy za nagranie kompletu jego symfonii.