Soundgarden to jeden z najważniejszych rozdziałów historii rocka, w którym mieszają się takie motywy, jak: niezależność, zdrada, sława i rozpad. Ale przede wszystkim mocny rock i triumfalny powrót.
Grupa wywodzi się ze środowiska grunge w Seattle, które wydało w latach 80. takie zespoły, jak Nirvana, Alice In Chains czy Pearl Jam – bezprecedensową liczbę megagwiazd, oskarżonych o porzucenie punkowych ideałów. Najwyższą cenę zapłacił Kurt Cobain, który wstydził się swojej sławy i robił wszystko, żeby ją zniszczyć – aż do końcowego samobójstwa.
Soundgarden poszło inną drogą. Gdy trzecia płyta „Badmotorfinger" znalazła się w pierwszej setce najlepiej sprzedających się amerykańskich albumów 1992 r., przyszło zaproszenie Guns N'Roses do wspólnych koncertów. Kwartet z Seattle znalazł się w świetle reflektorów najsłynniejszego rockowego show pierwszej połowy lat 90. „Use Your Illussion Tour".
– Na początku nasi fani wywodzili się ze środowiska punkowego – twierdzi gitarzysta Kim Thayil. – Wyklęli nas, bo uznali, że zdradziliśmy ideały, podpisując umowę z dużą wytwórnią i koncertując wraz z Guns N'Roses. To były sprawy związane z kwestiami modowymi. Przestaliśmy być częścią subkultury.
Na znak protestu odszedł z zespołu pierwszy basista Hiro Yamamoto. Już druga płyta, „Louder Than Love" (1989), inspirowana dokonaniami Led Zeppelin i Black Sabbath, potwierdziła przynależność do mainstreamu.