Reklama

Mozart nasz współczesny

Zaliczany do najlepszych reżyserów Europy Ivo van Hove pracuje głównie w teatrze. W operze pojawia się rzadziej, zawsze z interesującym skutkiem.

Publikacja: 11.06.2015 22:33

„Łaskawość Tytusa”, reżyseria Ivo van Hove, Théatre Royal de La Monnaie, Bruksela

„Łaskawość Tytusa”, reżyseria Ivo van Hove, Théatre Royal de La Monnaie, Bruksela

Foto: La Monnaie

Przez krytyków Belg Ivo van Hove wymieniany jest obok takich teatralnych sław, jak Christoph Marthaler, Thomas Ostermeier czy Krzysztof Warlikowski. Wszyscy oni kreują oblicze europejskiego teatru, Ivo van Hove (rocznik 1958) robi to mniej więcej od ćwierćwiecza, najpierw jako szef teatru w Eindhoven, a potem jako dyrektor Toneelgroep Amsterdam.

Jego sześciogodzinne „Tragedie rzymskie" o władzy i polityce – tryptyk oparty na Szekspirowskich dramatach „Koriolan", „Juliusz Cezar" oraz „Antoniusz i Kleopatra" – kilka lat temu stał się wydarzeniem wrocławskiego festiwalu Dialog. Polską publiczność zachwycił poziom amsterdamskiego zespołu van Hovego oraz umiejętne uwspółcześnienie tekstów Szekspira, mimo że reżyser poczynił w nich niewielkie skróty.

Najnowszym sukcesem artysty jest brytyjska nagroda Laurence Oliver Award, którą otrzymał w tym roku jako najlepszy reżyser sezonu. Tak doceniono jego „Widok z mostu" Millera zrealizowany w londyńskim Young Vic Theatre. Nie mniej głośna stała się ubiegłoroczna prapremiera opery Charlesa Wuorinena „Brokeback Mountain" w Teatro Real w Madrycie.

W teatrze Ivo van Hove swobodnie porusza się między klasyką a współczesnością. Sięga więc po „Edwarda II" Marlowe'a czy „Mizantropa" Moliera, ale tworzy też spektakle oparte na słynnych filmach („Rocco i jego bracia" Viscontiego, „Teoremat" Pasoliniego, „Persona" Bergmana).

Jego operowy dorobek jest skromniejszy, ale nie mniej ważny, skoro jest w nim realizacja „Pierścienia Nibelunga" Wagnera dla Opery Flamandzkiej. A w Théatre La Monnaie w Brukseli zadebiutował w 2010 roku, wystawiając „Idomeneo" Mozarta.

Reklama
Reklama

„Łaskawość Tytusa" to jego drugi Mozartowski spektakl dla Brukseli, premiera odbyła się w 2013 roku. Jak przyznaje Ivo van Hove, była to praca szczególnie prestiżowa. Na początku lat 80. tę ostatnią operę Mozarta wystawili w La Monnaie Karl-Ernst i Ursel Herrmannowie. Ich słynna inscenizacja przyczyniła się do tego, że zapomniana przez długi czas „Łaskawość Tytusa" wróciła na stałe na światowe sceny.

– Spektakl Herrmannów wywarł na mnie ogromne wrażenie – wspomina dziś Ivo van Hove. – Po raz pierwszy zobaczyłem, jak pewna kompozycja dramaturgiczna może rozwijać się na scenie.

Dziś jako reżyser lubi opery Mozarta. Jego zdaniem połączenie arii z recytatywami sprawia, że „Łaskawość Tytusa" staje się bliższa gatunkowo teatrowi. I jak w każdym innym realizowanym przez siebie utworze szuka w tych operach spraw aktualnych dla widza. Tę opowieść o władcy z czasów rzymskich przenosi do współczesności, unikając wszakże realistycznych odniesień. Pokazuje świat polityki, w którym to, co prywatne, łączy się z tym, co publiczne. Tak jak w dzisiejszym świecie.

Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Kultura
Nie żyje Frank Gehry. Legendarny architekt miał 96 lat
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Kultura
Pomyśleć o tym, co nieoczywiste. Galeria sztuki afrykańskiej Omeny Mensah w Warszawie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama