Korespondencja z Cannes
Na zdjęciu zrobionym z okazji 70-lecia festiwalu stoi ponad 100 osób. Pedro Almodóvar, Michael Haneke, Ken Loach, bracia Dardenne, Oliver Stone, Chris Columbus, Roman Polański, Jane Campion, Guillermo del Toro, Wong Kar-wai, Jia Zhang-ke. Nie da się wszystkich wymienić. Są gwiazdy z całego świata z Nicole Kidman i Catherine Deneuve na czele. Nie wiem, czy istnieje inny festiwal, który byłby w stanie zebrać taki zestaw artystów.
Ale nad wielkim świętem kina zawisnął w tym roku cień terroryzmu. Wzdłuż Croisette gęsto ustawiono gigantyczne donice z roślinami, by oddzielić chodniki nadmorskiego bulwaru od jezdni. Wśród tłumu pojawili się żołnierze z bronią, a każdy widz wchodzący do kina przechodził kontrolę jak na lotnisku. I nikogo nie zdziwił alarm bombowy przed jednym z pokazów.
W tej atmosferze największe zainteresowanie budziły filmy uważnie i z bliska obserwujące świat. Pozwalające zmierzyć się z własnym niepokojem. Takie jak mocny, o niechęci w stosunku do „obcych", obraz Fatiha Akina „W ułamku sekundy". Jego bohaterka, młoda Niemka, przeżywa traumę, gdy w zamachu dokonanym przez neonazistów giną jej mąż tureckiego pochodzenia i kilkuletni synek. Ta kobieta ma jednak potrzebę sprawiedliwego osądzenia morderców. Nie całkiem udany, ale intrygujący, „Księżyc Jupitera" Węgra Kornela Mundruczo w sposób metaforyczny ujmował sytuację uchodźców coraz bardziej niechętnie przyjmowanych w wielu europejskich krajach.
Wyraziście wybrzmiały filmy Andrieja Zwiagincewa i Sergieja Łoźnicy – na wskroś polityczne, o świecie postkomunistycznym. Obaj twórcy pozostali wierni sobie. W „Niemiłości" o zniknięciu z domu niekochanego chłopca Zwiagincew portretuje – jak w „Elenie" – wielkomiejską klasę średnią: pazerną, aspirującą do zachodniego stylu bycia, a jednocześnie chamską i agresywną.