Podobne msze w ubiegłych latach przechodziły bez echa, jednak tym razem działo się to w okresie napięć związanych z LGBT. W polskich miastach odbywała się rekordowa liczba marszów równości, a w maju 2019 r. policja zatrzymała Elżbietę Podleśną za nalepki z Matką Boską z tęczową aureolą. Gdy nagrania z nabożeństwa ujrzały światło dzienne, politycy PiS i Episkopat zaczęli więc mówić o znieważeniu uczuć religijnych. Szczególnie że za ołtarzem oprócz ks. Niemca i towarzyszącego mu diakona stał człowiek w durszlaku na głowie.
Wszyscy trzej usłyszeli zarzuty już jesienią ubiegłego roku. Sprawa wkroczyła właśnie w kolejny etap. 17 lipca do sądu trafił akt oskarżenia, co potwierdza „Rzeczpospolitej" Mateusz Kopciał z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. – Aktem oskarżenia objęto Szymona N. oraz dwie inne osoby – informuje. Dodaje, że chodzi o przestępstwo z art. 196 kodeksu karnego, za które grozi do dwóch lat więzienia.
Problem w tym, że Szymon Niemiec na swoją obronę ma mocne argumenty. Chodzi o to, że posiada święcenia kapłańskie i od lat prowadzi działalność duszpasterską.
Jego wyznanie mieści się w obszarze niezależnego katolicyzmu, czy starokatolicyzmu. Jego początki sięgają lat 40. ubiegłego wieku, gdy od Kościoła rzymskokatolickiego odłączył się brazylijski biskup Carlos Durate Costa.