– Chwileczkę! Proszę jeszcze nie wychodzić! – apel w miniony piątek w Anchorage sekretarza stanu Antony'ego Blinkena do dziennikarzy, aby zostali na sali obrad, choć zaczyna się robocza część spotkania z szefem wydziału zagranicznego Chińskiej Partii Komunistycznej Yang Jiechi i ministrem spraw zagranicznych Wang Yi, oznaczało zerwanie podstawowych konwenansów życia międzynarodowego. Wytrawny amerykański dyplomata zdecydował się jednak na to, bo chwilę wcześniej Yi, zamiast ograniczyć się do ustalonej, dwuminutowej deklaracji, dopuścił się 18-minutowej tyrady, w której zarzucił Stanom Zjednoczonym wszystko, co najgorsze, od rasowej dyskryminacji po neoimperializm.
Złamana obietnica
Teraz media już wiedzą, na czym stoją z Joe Bidenem. Nowy prezydent nie tylko nie zrezygnuje z zainicjowanej przez swojego poprzednika walki z Chinami o amerykańskie interesy gospodarcze i bezpieczeństwa, ale na plan pierwszy wysunie element dotąd w zasadzie nieobecny: demokrację i prawa człowieka. To będzie więc nowa odsłona zimnej wojny, która przez blisko pięć dekad była świadkiem walki amerykańskiego liberalizmu z sowieckim komunizmem. Tym razem miejsce tego drugiego zajmie chiński autorytaryzm, bo Ameryka swoich wartości nie zmieniła.
Blinken jasno określił, od czego zacznie się ta batalia. To próba ratowania resztek autonomii Hongkongu, sprzeciw wobec ludobójstwa muzułmańskiej ludności w pięciokrotnie większym od Polski Sinciangu oraz obrona niezależności Tajwanu.
Jednak w tej rozgrywce to Xi uderzył pierwszy. 11 marca Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych przyjęło ustawę, która całkowicie podporządkowuje Pekinowi do tej pory autonomiczny parlament Hongkongu. Za tym ma pójść likwidacja niezależności sądownictwa terytorium i autonomii jego systemu edukacji. Podjęte w 1997 r. przez Deng Xiaopinga zobowiązanie do utrzymania zasady „jeden kraj, dwa systemy" przez 50 lat od oddania kolonii przez Wielką Brytanią zostaje tym samym ostatecznie przekreślone. Xi odpowiada na demokratyczne manifestacje w Hongkongu sprzed dwóch lat, ale pokazuje też, że – skoro w ośrodku finansowym zachodni biznes zasadniczo zastąpiły banki i koncerny z ChRL – może pozwolić sobie na pogwałcenie zobowiązań wobec Zachodu.