W niedzielnych wyborach zagłosowało 53,8 procent uprawnionych Polaków. Według nieoficjalnych wyników z Państwowej Komisji Wyborczej PO dostanie w Sejmie 209 miejsc. Nie ma więc szans na samodzielne rządzenie. Powinna rozpocząć poszukiwania partnera do koalicji. – Czekamy na propozycję PO – nie krył wczoraj Jarosław Kalinowski z PSL.
Ludowcy są naturalnym koalicjantem dla Platformy. Obie partie zblokowały listy w ostatnich wyborach samorządowych i wspólnie sprawują władzę w wielu gminach, miastach i sejmikach. PSL może liczyć na 30 mandatów. Połączenie sił PO i ludowców dawałoby nowemu rządowi stabilną większość.
Jednak Tusk na razie przyjął postawę wyczekującą. Nie wysłał negocjatorów do Stronnictwa. Na dodatek zaskoczył dziennikarzy stwierdzeniem, że nie jest na 100 procent pewne, czy zostanie premierem. Bogdan Zdrojewski, szef Klubu Parlamentarnego Platformy, zapewnił jednak „Rz”, że lider PO z całą pewnością stanie na czele nowego gabinetu.
– Czekamy tylko na ogłoszenie oficjalnych wyników – powiedział Zdrojewski. Dlaczego Tusk zwleka z ofertą dla PSL? Z nieoficjalnych wypowiedzi polityków PO wynika, że lider partii liczy na wyciągnięcie z przyszłego Klubu LiD około dziesięciu posłów, głównie z Partii Demokratycznej.
– Toczą się takie rozmowy – przyznaje Janusz Palikot, szef PO na Lubelszczyźnie. Scenariusz rozłamu w LiD jest prawdopodobny, bo demokraci nigdy nie kryli, że jest im bliżej do PO niż do SLD. A przedwyborcze wpadki Aleksandra Kwaśniewskiego ochłodziły stosunki wewnątrz koalicji.