- Ci, którzy do końca swoim milczeniem osłaniają zabójców, karę odbędą z poczuciem fałszywie pojętej koleżeńskiej wspólnoty. Ci zaś, którzy zabili, pozostaną ze świadomością popełnionej i nie w pełni ukaranej zbrodni, do końca swych dni - kontynuował przewodniczący składu sędziowskiego Sądu Apelacyjnego.
Przedstawienie uzasadnienia zajęło składowi orzekającemu około dwie godziny. Opuszczając salę sądową wiele spośród obecnych na ogłoszeniu wyroku osób klaskało. Byli wśród nich m.in. oskarżyciele posiłkowi - przedstawiciele rodzin zamordowanych górników oraz uczestnicy strajku w "Wujku" blisko 27 lat temu.
- Równie doniosłe, jak oddanie czci poległym i rannym górnikom jest stanowcze stwierdzenie sądu, że uwzględniając cały złożony historycznie kontekst sprawy, nie był niniejszy proces sądem karnym nad historycznymi, politycznymi czy osobistymi racjami tych, którzy 13 grudnia 1981 r. wprowadzili stan wojenny - zaznaczył przewodniczący składu sędziowskiego sędzia Waldemar Szmidt.
Uściślił, że proces dotyczył jedynie prawnej oceny zachowania kilkunastu funkcjonariuszy państwowych, milicjantów,szeregowców, podoficerów i oficerów. Jak zaznaczył, ocena tamiała dać odpowiedź na pytania o ich winę, czy przyczynili siędo śmierci i ran ofiar, a także czy mieli prawo strzelać.
6 lat więzienia - to prawomocny wyrok sądu dla Romualda Cieślaka, byłego dowódcy plutonu specjalnego ZOMO, pacyfikującego kopalnie "Wujek" i "Manifest Lipcowy" w 1981 r. Cieślak odpowiadał za sprawstwo kierownicze zabójstwa dziewięciu górników z "Wujka" i podżeganie do bójki z użyciem broni palnej w "Manifeście Lipcowym", gdzie od kul ranne zostały cztery osoby. W pierwszej instancji został on skazany na 11 lat więzienia.