Rz: Czy to rozsądne, żeby partia polityczna odcinała się od części mediów?
Ludwik Dorn: Mam na ten temat wyrobione zdanie. Z tego, co wiem, bezpośrednią przyczyną tej decyzji była sprawa pana Marka Suskiego. Kilka miesięcy temu w moim blogu pisałem o postępującym procesie susłoizacji Prawa i Sprawiedliwości. Stwierdziłem, że ten typ rozumienia intelektualnego świata oraz mentalności i wrażliwości kulturowej, który uosabia poseł Suski, ma prawo być obecny w PiS, ale powinno się go traktować na zasadzie dobrodziejstwa inwentarza i nadmiernie nie eksponować. Można powiedzieć, że wykrakałem. Gdy dowiedziałem się o decyzji bojkotu TVN rozesłanej za pośrednictwem esemesów, do poduszki przeczytałem ponownie „Króla Leara”. Kto chce zrozumieć, niech przypomni sobie tę tragedię. Podporządkuję się jednak decyzji partii, bo kto nie umie słuchać, nie jest godzien rozkazywać.
Pan sam miał przejścia z mediami. Przestał pan np. przychodzić do programu Moniki Olejnik, bo poruszyła temat, który nie miał być omawiany.
Można nakładać sankcje na media, ale trzeba powiedzieć, za co i na jak długo
To prawda, ale w stosunkach z dziennikarzami zawsze stawiałem sprawę otwarcie. Umawiałem się na coś przed programem i uważałem, że to powinno obowiązywać. Jeżeli dziennikarz złamał umowę, stosowałem sankcje. To jest konieczne, bo inaczej dziennikarz uważałby, że mu wszystko wolno, i wchodziłby rozmówcy na głowę. Ale zawsze wyjaśniałem, za co nakładam sankcje, i na jak długo. Do programu pani Olejnik na przykład nie chodziłem przez trzy miesiące.