Były wiceszef PiS dwa lata milczał w sprawie powodów odejścia ze stanowiska szefa MSWiA. Wczoraj ujawnił kulisy swojej dymisji w blogu.– Wywołały mnie do tablicy słowa prezydenta Kaczyńskiego. Gdyby nie chlapnął tego, co chlapnął, to bym milczał – mówi „Rz” Dorn.
Chodzi o wywiad z poniedziałkowej „Rzeczpospolitej”, w którym Lech Kaczyński stwierdził: „odwołanie Ludwika Dorna było konieczne. Wicepremier miał trudny okres. Uważał, że nawet wobec szefa rządu sfera, którą kieruje, jest całkowicie autonomiczna, i dawał temu wyraz. Muszę powiedzieć, że podziwiałem cierpliwość premiera”.
Jest też inny powód, dla którego Dorn zaczął mówić. „Rz” ujawniła, że policja zaniedbała ściganie podejrzanego o korupcję byłego senatora Henryka Stokłosy, bo przez prawie cztery miesiące od wydania przez sąd europejskiego nakazu aresztowania nie zarejestrowała go w Systemie Informacji Schengen.
„Artykuł w "Rz" przyciągnął moją uwagę dlatego, że nie było to pierwsze opóźnienie we wprowadzeniu informacji o poszukiwaniu p. Stokłosy; pierwsze dotyczyło krajowego nakazu aresztowania, a wiązało się w sposób dramatyczny ze złożeniem przeze mnie dymisji ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych” – czytamy w blogu.
Dorn utrzymuje, że miał dowody na to, iż na przełomie 2006 i 2007 r. Jarosław Marzec, ówczesny naczelnik warszawskiego CBŚ, opóźnił wprowadzenie nakazu do Zintegrowanego Systemu Informacji Policyjnej. Co więcej, w pierwszej dekadzie stycznia miał sporządzić notatkę dla przełożonych, z której wynikało, że informację wprowadził. Tymczasem, jak pisze były wicepremier, trafiła ona do systemu około dziesięciu dni później.