[b]O widzach[/b] kinowych mówi się, że głosują nogami - albo idą do kina na film, albo nie idą. W podobny sposób pokazali swój stosunek do reformy edukacji rodzice sześciolatków. Według informacji „Dziennika” zanosi się na totalną porażkę minister Katarzyny Hall, bo w żadnym dużym mieście pomysł zapisywania maluchów do szkoły „na ochotnika” nie wypalił, a w rodzinnym Gdańsku pani minister do pierwszych klas zapisano tylko 1 proc. sześciolatków (!).
W ten sposób następuje zwycięstwo zdrowego rozsądku nad unijnym dogmatem i pazernością państwa na nasze pieniądze. Bo przypomnijmy - sześciolatki w szkołach to kolejna sugestia Unii Europejskiej, której nikt w merytoryczny sposób uzasadnić nie potrafi. W podtekście jest pomysł, aby jak najprędzej odebrać dzieciaki rodzicom, bo ci nie dość nowocześnie je wychowują. Otwartym głosem na ten temat mówiło się tylko jedno: jeśli sześciolatki pójdą wcześniej do szkół, to prędzej znajdą się na rynku pracy i prędzej zaczną płacić do państwowej kasy podatki i inne daniny - przede wszystkim na ZUS.
No to rodzice odpowiedzieli: bardzo dziękujemy, pani minister, bardzo dziękujemy panie premierze, bardzo dziękujemy Komisjo Europejska, niech sobie państwo radzą sami. Oczywiście już wiadomo, że szkoła dla sześciolatków za parę lat będzie przymusowa - bo państwo (Tuska) jak zwykle lepiej niż obywatele wie, czego potrzebują dzieci. I ma w głębokim poważaniu opinię rodziców.
"Dziennik", jak wiadomo, ideologicznie popiera wyciąganie dzieciaków z rodzin i oddawanie ich pod kuratelę państwa, więc pozwolił sobie na klasyczną manipulacyjkę, pisząc, że sześciolatki w przedszkolach "nie nauczą się czytać i pisać". Więc teraz ja pozwalam sobie poinformować niekompetentnych kolegów dziennikarzy, że po programie zerówki w przedszkolu moja córeczka (dziś - lat 7, pierwszoklasistka) umiała czytać i pisać zupełnie przyzwoicie. Ubolewam też, że szanowni koledzy w całym długim tekście nie znaleźli nawet 100 znaków, aby przedstawić opinie i argumenty rodziców, którzy nie posłali swoich dzieci do szkoły. Jak widać czasem prasa nie kłamie - tylko nie pisze wszystkiego.
[b]Lech[/b] Wałęsa na kongresie antysystemowej europejskiej partii Libertas w Rzymie. Ugrupowanie (które światłe elity usiłowały wypchnąć poza margines, krytykowały nawet pokazywanie jego lidera w TVP) "zawłaszczyło" (takiego emocjonalnego słowa używa "Dziennik" w tekście informacyjnym!) herosa polskich elit. To musiało zaboleć i zabolało. Paweł Wroński pisze w "Wyborczej": Wałęsa "chyba w drodze do Rzymu zabłądził". Brakuje tylko przypomnienia, jak skończył pan Twardowski (ta karczma Rzym się nazywa...).