Jak przypomina „Gazeta Wyborcza” wczoraj poinformował prezydenta, że czekają nas jeszcze dwa ciężkie lata: wzrost PKB w 2010 na poziomie 0,5 proc., a w 2011 najpewniej niewiele więcej - 1,5. I próbował przekonać prezydenta Lecha Kaczyńskiego do tego, że Narodowy Bank Polski powinien przekazać do budżetu zysk, który zdaniem budżetu wyniesie w tym roku ok. 10 mld złotych.
Premier przekonuje, że jeśli prezydent nie podstawi nogi, podwyżki podatków nie będzie. Cytowani przez „Wyborczą” współpracownicy Lecha Kaczyńskiego podkreślają jednak, że słowa Donalda Tuska to tylko propaganda, a prezydent „nie da się obarczyć współodpowiedzialnością za kryzys”.
Batalia o miliardy z NBP nie będzie jednak prosta. Marcin Piasecki w „Dzienniku” podkreśla, że „w grę o, wirtualny zresztą, zysk NBP zaangażowali się premier, prezydent, szef banku centralnego i minister finansów. Na wszelkie możliwe sposoby będzie w niej interpretowane pojęcie, które nie powinno podlegać żadnej interpretacji, czyli niezależność NBP”. Całą tę awanturę politycy fundują nam w środku kryzysu.
Alternatywa albo zysk NBP albo wyższe podatki, jest oczywiście fałszywa. Tusk wcale nie musi szukać pieniędzy w kieszeniach milionów podatników. Na szczęście choć janosikowe rozwiązania są dla polityków rozwiązaniem najłatwiejszym, sondaż publikowany przez „GW” jasno pokazuje, że rozbój na milionach podatników skończy się dla tej koalicji tragicznie, a poparcie dla PO spadnie z 50 do 38 proc. Co mógłby zrobić Tusk, by uratować gospodarkę? Zreformować KRUS, kończąc z podatkowym rajem dla rolników, lub zdecydować się wreszcie na zmianę systemu wysokich wcześniejszych emerytur dla wojskowych, policjantów czy górników. Takie kroki, wymieniane przez ekonomistów jednych tchem, byłyby jednak bardzo niepopularne i narażałyby premiera na utratę głosów dużych i konkretnych grup zawodowych.
Donald Tusk dobrze wie, że gdy bieda wchodzi drzwiami, rządy miłości ulatują oknem. Zapewne dlatego jego plan ratowania budżetu – jak słusznie zauważa Agata Nowakowska na łamach „Wyborczej” – to tylko miauknięcie kota, a nie ryk lwa.