Ma i to sporo. Pop pierwsze angielski sznyt i poza posiadacza finansowej wiedzy tajemnej. Często daje do zrozumienia , że wie bardzo dużo ale z wyniosłym uśmiechem – ostrożnie cedzi maluczkim swoją wiedze o stanie polskiej gospodarki. Jego postać jest źródłem wiary wielu finansistów w kondycje naszej gospodarki. Ale czy „Vincentowi” nie plączą się już w rękach sznurki jaki chce sterować polskimi finansami?
W „Polska The Times” Andrzej Godlewski pisze: „Już dawno nasz los nie zależał tak mocno od jednego człowieka. Nawet forma Artura Boruca, z powodu której przegraliśmy dwa ważne mecze w eliminacjach do mundialu 2010 r., nie miała dla nas takiego znaczenia jak to, co teraz robi Jacek Rostowski.
Zapowiadając rekordowy deficyt budżetowy w przyszłym roku, minister finansów walczy o wielką stawkę. Jeśli inwestorzy przestaną mu wierzyć, złoty mocno straci na wartości, nasze długi znowu wzrosną, a rząd będzie musiał szukać dalszych oszczędności. Donald Tusk i jego prezydenckie ambicje mogą być pierwszymi ofiarami budżetowych planów ministra. Chyba że Jacek Rostowski - a wówczas i my wszyscy - znowu będzie miał szczęście. O tym, który scenariusz zacznie się realizować, zaczniemy się przekonywać już dziś, śledząc kursy walut i notowania giełdowe”.
Godlewski zastanawia się jak długo Jan Vincent zachowa respekt biznesu dla swoich prognoz i deklaracji: "Wiarygodność to dziś słowo klucz, którym posługuje się minister (na początku roku była to "odpowiedzialność"). By ją zachować, rząd powinien nie tylko przedstawić projekt budżetu na przyszły rok, ale również pokazać realne prognozy finansów publicznych na kolejne lata. W innym razie rację może mieć opozycja, według której obecne zapowiedzi to tylko nowa strategia PR: tym razem zamiast uspokajać, rząd chce nas trochę postraszyć, by w przyszłym roku (przed wyborami prezydenckimi) powiedzieć, że udało mu się lepiej, niż myślał. Gdyby tak uważali również inwestorzy, Jacek Rostowski straciłby wiele w ich oczach, a my wraz z nim.”
A teraz zajmijmy się kolejnym żonglerem z trupy Donalda Tuska. To Aleksander Grad, który żyje z niemiłą świadomością, że w razie porażki eksperymentów ze sprzedażą stoczni Katarczykom - premier obiecał mu dymisję.